- Katie pośpiesz się. - usłyszałam dźwiek dochodzący z dołu domu. - Nie mamy już czasu na przymierzenie kolejnej sukienki. - głos zbliżał się, niebezpiecznie
wchodząc po drewnianych schodach.
- Przestań po mnie wrzeszczeć, denerwuje się!
- odpowiedziałam zrzucając z siebie miętową sukienkę.
- To nie Ty bierzesz jutro
ślub, daj spokój. To zwykły wieczór panieński. - teraz głos dochodził wprost
zza drzwi i chwile później jego właściciel ukazał się moim oczom.
- To
wieczór panieński mojej najlepszej przyjaciółki, Hazz. - powiedziałam
spoglądając na pierwszy mój wybór- miętowo-czarną sukienkę, czarne buty na obcasie i miętową kopertówkę.. - Wieczór który zaplanowałam,
zoorganizowałam... boję się, że jej się nie spodoba, że coś nie wypali. -
Zaczęłam wciskać się w dość wąską sukienkę,.
- Boje się, że nie będzie o czym rozmawiać
z dziewczynami... minęło już tyle lat... - Harry podszedł do mnie i zgrabnym
ruchem zapiął zamek sukienki. Odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam w lustro.
- Nie jestem już tą samą Katie, jaką byłam wtedy. Żadna z nas już nie jest tą
samą osobą.... - Odwróciłam się do niego i spojrzałam w jego rozbawioną twarz.
- Ciebie to bawi?
- Panikara. Trochę alkoholu i nawet najgorsza impreza się
rozkręci. Skończ wątpić, zbieraj się i idziemy, bo nie zostalo zbyt wiele
czasu. - zaczął szczerzyć się w moją stronę. - No na co się dalej gapisz,
ZBIERAJ SIĘ! - podniósł głos i ruszył w kierunku drzwi zostawiając mnie
otępiałą.
- No Graham, dalej! Gab czeka... - zabrałam tylko torebkę i ruszyłam
za lokowatym.Club Paradise był idealnym wyborem. Harry doskonale znał się na
okoliczynych klubach więc wybór zostawiłam właśnie jemu. Czarne, wypolerowane
podłogi cudownie kontrastowały z ognisto czerwonymi ścianami. Nasza loża
znajdowała się najgłębiej sali i była jeszcze bardziej niewiarygodna. Oddzielny
parkiet, skórzane sofy i ogromny szklany stół wbudzały podziw.
- Dobra robota
debilu. - rzuciłam do loczka i uśmiechnęłam się. - Naprawdę Ci dziękuję, nie
wiem co bym bez Ciebie zrobiła. - poczułam jego ramię na moim.
- Nic. Nic byś
nie zrobiła, no może po za załatwieniem podwózki dla dziewczyn. - uśmiechnął
się i poklepał po ramieniu. - A teraz spadam, wkońcu czeka mnie najlepszy
wieczór kawalerski w całym życiu. - zadowolony potarł dłonie.
- Do jutro
Katharine.
- Do jutra Styles. - rzuciłam już praktycznie sama do siebie.Czekało
mnie załawienie paru blahostek z barmanem oraz wypakowanie drobnych rzeczy.
Około 21, kiedy wszystko już było gotowe, a sama opadłam na jedną ze skórzanych
sof usłyszałam znajomy chichot.
- Bliźniaki to akurat najmniejszy problem, są
grzeczne. Wyobraź sobie, tydzień temu nawaliły zabezpieczenia w klinice i
wszystkie klatki chorych zwierząt się otworzyły. Nigdy nie widziałam, żeby tylu
ludzi na raz biegało za dziesięcioma cwanymi yorkami, które uciekały lepiej niż
nie jeden doberman. - cichy, spokojny, rozbawiony głos obijał mi się teraz po
uszach, zaraz za nim też drugi, bardziej charakterystyczny śmiech.
- Ja na
szczęście jeszcze jestem bezdzietna i nie ozwierzona. Ale kto wie jak długo? -
teraz ich śmiech połączył się w jeden donośniejszy. Doskonale wiedziałam już
kto zmierza w moją stronę, Jak oparzona wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę
wejścia do loży. W drzwiach pierwszo stanęła wysoka czarnowłosa w granatowej sukience z czarnymi i kremowymi wstawkami, a tuż za nim
niższa blond-włosa w w pomarańczowej sukience.
- Leila? Dominca? - wydałam z siebie coś w rodzaju pisku i
szybko przytuliłam się do dziewczyn. - Cholera jasna, cholera! Jesteście! Ale
Wy się zmieniłyście! - tuliłam się jak najmocniej do nich.
- My się zmieniłyśmy?
- zaczęła Dominica. - Spójrz na siebie. Gdzie Twoje długie rude włosy? Gdzie
niechlujne szorty? A może Ty nie jesteś Kat? - zwiększyła odległość między nami
zmierzając mnie wzrokiem. - A nie, dalej psikasz się tym samym perfumem i dalej
masz ten sam uśmiech, tak... wygięty w lewą stronę. - zaczęła chichotać pod
nosem.
- Dojrzałaś Kat. Niebywałe. - wtrąciła się Leila, totalnie gasząc reszte.
- Myślałam, że Tobie to nie grozi, że Ty zawsze będziesz niezależną, rudą, wredną
Katie, a tu proszę, taka niespodzianka. - odeszła siadając przy stole. - Ale wredna
dalej jestes prawda? - spojrzała błagalnym wzrokiem.
- Jak zawsze. - odpowiedziałam
i usiadłam koło niej. - Mówcie co u Was. - rzuciłam do dziewczyn.
- Nagrałam
drugi album, Liam chce mieć dzieci, chce wziąć ślub... ale jakoś, brakuje nam
czasu. -odpowiedziała Dominica pochylając się nad stołem i poprawiając
włosy.
- Ambitna jak zwykle. - dodałam.
- Na dzieci przyjdzie czas. -
spojrzała w stronę Leili. - Nie prędko ale przyjdzie. - sama też odwróciłam się
w stronę blondynki.
- Jak bliźnięta? - Niall to typowy Niall,
jedzenie, jedzenie, jedzenie. Za to Jess... Jess kocha tańczyć. Jest taka młoda
a już jest cudowna. Jak znajdziemy czas to pokaże Wam video jak tańczy na
pokazie. Rewelacja. - blondynka rozkoszowała się swoimi dziećmi jeszcze przez
jakąś chwilę lecz ja postanowiłam odciąć się od tego. Dzieci... Czemu ja w ogóle
o tym nie myślę? Mam Nialla... lecz czy on by chciał? Czy ja bym chciała? Nagle
zza rogu wyłonił się stukot obcasów i nasz wzrok skierował się w stronę drzwi.
Stanęła w nich wysoka, ubrana w drogie buty i drogą sukienkę, z idealnie
wyprostowanymi włosami brunetka. Claudia. Claudia Horrison. Wiem, że Gabb
chciała by ją widzieć ale czy ja bym chciała? To właśnie z nią zaręczył się
Niall... Wiem, nie powinnam, ale musiałam. W swojej głowie rozdrapywałam własnie stare rany, jakby miało mi to pomóc. Nagle za nią rozbiegł się kolejny
stukot,a chwile później w tle dostrzegłam obcieta na krotko Roxane, ktora stala dość niezrecznie w jasnoróżowej sukience.
- Witam drogie Panie! - wykrzyczała
Claudia i ruszyła w naszą stronę. Roxane jeszcze długo stala w drzwiach zanim zdecydowała sie wejsc.
- Leila ale Ty wypieknialas, cudowne wlosy! - Claudia
dalej zachwycała sie kazda z nas z osobna. Roxane dalej walczyla sama ze soba
przed każdym krokiem.
- Hej.- w koncu wyrzucila z siebie jedno slowo a wszyscy zamilknęli. Kazdy wzrok wbijał się teraz w nia, lustrujac od góry do dołu.
-
Roxane! - jako pierwsza rzucila się na nią Dominica, co bylo dosc dziwne, jesli brać pod uwage, ze wcześniej sie nienawidzily. Pokolej witalysmy sie, wymieniając przy tym parę zdan i oczekujac reszty gosci. Po 10 minutach w
drzwiach stanęła totalnie odmieniona Natalie. Jej długie falowane włosy wisiały
luźno, podkreślając jej urodę, czerwona sukienka eksponowała kobiece kształty.Dosiadła się do nas i wszyscy czekaliśmy już tylko na najważniejsza osobę - Gab. Powinna być za 5 minut, ale gdyby weszla punktualnie... to po prostu byłoby totalnie nie w jej stylu. Alkohol poszedł w ruch jeszcze przed przyjściem spóźnionej
już 20 minut Gabrieli. Rozmawiałyśmy o naszej wspólnej przeszłości, o głupich
akcjach które powodowały atak śmiechu jak i o tych, które lepiej było
przemilczeć. I właśnie wtedy, kiedy po raz kolejny tego wieczora śmiałyśmy się
do rozpuku, w drzwiach stanęła ona. Czarna skórzana sukienka z zamkniem,długie, idealne nogi zakończone czarnymi litami. Jej oczy pokryte ciemnym
cieniem i uśmiech, uśmiech za milion dolarów. Gabriela. Ale nie ta, zwykła Gab,
która najchętniej przyszłaby w conversach i szortach Chrisa. To była
odmieniona, niesamowita Gabriella.
- O żesz. - wypaliła Leila. - Gabriella? Gabriella Tiger? - kiedy tylko
wymówiła ostatnie litery w pokoju dalej unosiła się cisza. Przerwał ją delikatny
śmiech dziewczyny która teraz była w centrum uwagi. Zatoczyła rundkę wokół
własnej osi i przystaneła spowrotem na miejscu.
- Też w to nie wierzę. - odparła i wszystkie naraz zaczęły się śmiać. Tylko ja,
siedziałam totalnie wbita w fotel, zastanawiając się kto zmusił ją do tego by
tak wyglądała. Kto przekonał ją, żeby założyła 15 cm buty na obcasie i kto do
cholery wbił ją w sukienkę? Kto spowodował uśmiech na jej zachmurzonym i
zdenerwowanym jeszcze rano pyszczku?W głowie pojawiała się jedna wpływowa osoba
i wcale nie był nią jej narzeczony.
~*~
Odwożąc Kat,
przypomniało mi się, że zapomniałem zabrać swoich dokumentów z ich domu, a, że
nie bardzo lubiałem tutejszą policję postanowiłem szybko wpaść i zabrać je.
Zatrzymałem się przed ich wspólnym mieszkaniem i schyliłem się pod wycieraczkę,
wyciągając spod niej parę kluczy z małym bryloczkiem. Zacząłem wkładać klucze w
zamek kiedy napotkałem się na opór. Ktoś tam był - pomyślałem i od razu na myśl
rzucił mi się Niall. Powoli uchyliłem drzwi i weszłem do środka. Cisza. W tym
domu nigdy nie jest cicho. Coś było nie tak. Mój instynkt prowadził mnie do
pokoju Gabb, chociaż nie wiem czy instynkt czy serce. I była tam. Siedziała na
parapecie w za dużej koszulce i wpatrywała się w duże okno. Jej włosy były
spięte w luźnego koczka z którego swobodnie wypadały pasma włosów.
- Mała? - cicho
zapytałem i stanęłem w bezpiecznej dla mojego serca odległości. Dziewczyna
wciąż była wyrwana do innego świata. Nie reagowała, nawet nie zamrugała.
Potrzedłem więc, ryzykując palpitacjami serca czy innymi kardiochirugicznymi sprawami,
jakie to miały okazje przychodzić po każdym bliższym kontakcie z nią. Nieśmiało
wyciągnąłem dłoń i dotknąłem jej delikatnego ramienia. - Gabriela? - mój dotyk
wyrwał ją z jej bezpiecznego świata i odwróciła swoją twarz w moją stronę,
ukazując swoje zaszklone oczy. - Co się stało mała? - bałem się jej przytulić.
Bałem podejść się choćby milimetr bliżej.
- Nic loczek, nic.
Kompletnie nic. - odwróciła się spowrotem w stronę okna. Nigdy nie lubiała
narzekać i zwierzać się ze swoich problemów. Zawsze liczyli się inni a nie ona
sama.
- Nie kłam. - moja
ręka sięgneła teraz jej twarzy i skierowała ją w moją stronę. Spojrzała na mnie
swoimi smutnymi niebieskimi tęczówkami. Miałem rację, kardiochirurg
będzie miał dużo roboty. Przyda się pare szwów na moim popękanym w tym momencie
sercu. - Wiesz przecież, że możesz mi wszystko powiedzieć. - uśmiechnąłem się,
chociaż nie wiem, czy uśmiech wyszedł choćby minimalnie wiarygodny. Dziewczyna
spuściła wzrok na chwile wzrok, lecz za chwile znowu podniosła go na mnie,
zmieniając totalnie swoje oblicze.
- Musisz mi pomóc.
- zerwała się z parapetu, odrywając moje dłonie z jej delikatnej twarzy.
- W czym? Kogoś
zabić? Wywieźć? - zapytałem patrząc jak ta malutka osóbka wraca do świata
żywych. Nagle poddała się i usiadła zrezygnowana na środku pokoju.
- Harry! Ja
totalnie nie wiem co mam ubrać! - powiedziała zrezygnowana. Dostałem
niepowstrzymanego ataku śmiechu na co blondynka spoglądała dość dziwnie. -
Harry? - zapytała automatycznie chamując mój atak.
- I dlatego
zamiast jechać na swój wieczór panienski siedziałaś na parapecie? Masz tonę
rzeczy, jak nie więcej. - usiadłem na jej dużym łóżku. - Masz już jakieś
propozycje?
- Szorty i
koszula? - zapytała a na jej twarzy zagościł uśmiech. - Ewentualnie czarne
rurki i ta tunika, no wiesz, w koty. - Lubiałem koty, ale ona chyba zwariowała.
- Na ostatni
beztroski dzień życia chcesz założyć tunikę w koty? Jesteś szalona? Zbieraj
się, jedziemy na zakupy. - zdezorientowana spoglądała na mnie, jakbym był
conajmniej szalony. - Ruszaj dupsko a nie. Czas ucieka. Raz, raz, raz. -
Wstałem poganiając ją. Dalej siedziała. - No Ty sobie chyba żartujesz. -
podszedłem do niej i delikatnie podniosłem z podłogi, przekładając ją sobie
przez plecy.
- Puszczaj! Hazz
puszczaj! - krzyczała próbując się wyrwać.
- Zamknij się już.
- odparłem i po drodze zebrałem swoje dokumenty, znikając za drzwiami.
~*~
Uśmiechnięty
wszedł do klubu, jakby nagle cały świat należał do niego, jakby wygrał milion w
totka i kobieta jego marzeń czekała w jego najnowszym porshe. To był wieczór
Chirsa, ale teraz to on był w centrum uwagi. Był szczęśliwy, jakby to on jutro
miał brać ślub. Harry teraz był gwiazdą, chociaż nie zrobił nic szczególnego...
no może po za prawie godzinnym spóźnieniem.
- No w końcu,
stary, ile można czekać? - Liam rzucił w jego kierunku a ten nawet na niego nie
spojrzał. Coś było nie tak i przysięgam na jedzenie, musiałem wiedzieć co.
- Miałem parę
spraw do załatwienia. - odpowiedział bez krzty zainteresowania i siegnął po
ledwo otwarte piwo Paula. - No panowie, czas na zabawe! - rzucił i
przechylił butelkę, praktycznie wlewając w siebie całą jej zawartość.
~*~
Siedziałam na
własnym wieczorze panieńskim patrząc, jak moje upite w trzy dupy dawne
przyjaciółki, wyrywają coraz to nowszych facetów. Siedziałam, w wcale nie
lepszym stanie patrząc w szklankę z drinkiem i obracając ją w dłoni. Czemu
wszyscy korzystają z tego wieczoru a ja siedzę socząc tysięcznego już drinka?
Wstałam, przypadkiem przewracając swojego drinka.
- Pieprzyć to. -
krzyknąłam i wyszłam na środek pustego jeszcze parkietu i zaczęłam kręcić
swoimi biodrami. Po chwili dołączyła do mnie Kat, co nie bardzo mi pasowało.
Wiedziałam, że zaraz zacznie wypytywać i drążyć jakieś bezsensowne tematy. Nie
miałam na to ochoty. Chciałam tańczyć, tańczyć.. tańczyć.
- Gab? Wszystko
wporządku? - zapytała kręcąc się wokół mnie. Uśmiecham się, tańczę, rozmawiam.
Wyglądam an kogoś nie zadowolonego?
- Nie. Czemu
pytasz? - odpowiedziałam i próbowałam wmieszać się w inne tańczące osoby na
parkiecie, byle by uniknać tej bezsensownej rozmowy.
- Założyłas
obcasy, ubrałaś sukienkę i nałożyłaś makijaż. To conajmniej dziwne. - ktoś
krzyczał zza mojej głowy. Nie ucieknę jej, chociaż?
- Jestem do
cholery szczęśliwa! czy to źle? - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i uciekłam w
stronę swojego stolika mając ochotę na kolejny procentowy napój.
~*~
Nie rozumiałam.
Mogła być szczęsliwa... Ale takie nagłe zmiany? Coś było nie tak ale ona sama
nie była zainteresowana dzieleniem się tym faktem. Wtedy poczułam jak na
parkiecie ktoś się o obija więc odwróćiłam głowę. Krótkowłosa Roxane właśnie
tańczyła z jakimś wysokim facetem. I nie był to zwykły taniec, był to namiętny
taniec napalonych nastolatków, których hormony nie pozwalają normalnie
funkcjonować. Ale Roxane to pasowało, nie minęła chwila, kiedy wpiła się w jego
pełne usta i zatopiła w namiętnym pocałunku.
- Ładnie razem
wyglądają prawda? - usłyszałam głos Claudii.
- Znasz go? -
zapytałam spoglądając z jeszcze większą ciekawością w ich stronę.
- To Gregory, jest
koszykarzem. - odpowiedziała kładąc głowe na moim ramieniu. - Pobierają się za
pół roku. - moja mina w tym momencie musiała wyglądać dość ciekawie. Pobierają
się? Roxane z nim? A co z Harrym? Czemu on nic nie wie? Czemu? Bałam się o Loczka,
był emocjonalny, był jednym z tych, którzy kochają za stu. Kiedy ona była w
więżieniu, on czekał. Odliczał kolejne dni do jej wyjścia... i kiedy to
nastąpiło, ona nawet się z nim nie skontaktowała. Przepadła. A teraz miała
narzecznego.
- Kocha go, planują
założyć szczęsliwą rodzinę. - dodała Claudia, która widocznie zauważyła moją
minę.
- Kocha. -
dopowiedziałam i ruszyłam w stronę toalet.
Stanęłam przy
dużym lustrze i oparłam się dłonią o nie. Byłam podchmielona, ale wciąż
kontaktowałam. Zabolał mnie fakt, że każda z nich... niepoukładana Roxane,
szalona Claudia czy nawet Natalie zdążyły uporządkować swoje dawne życie,
znaleźć mężczyzn, którzy kochali je ponad wszystko. Miały plany na przyszłość.
A ja? Ja stałam w miejscu. Zamknęłam na chwile oczy i przypomniały mi się
rozmowa z Niallem. O nas, o naszej przyszłości. Wyciągnełam telefon z kieszeni
i otworzyłam kreator wiadomości.
- Kocham Cię.
Wysłałam,
uśmiechając się i schowałam telefon głęboko do kieszeni. Spojrzałam w lustro i
szczęśliwa wytoczyłam się z toalety.
~*~
Byłem świadkiem.
Piłem najmniej, musiałem przecież jakoś pozbierać tych pijaków do domu. Kiedy
znalazłem już prawie komplet pijanych facetów, brakowało mi jednego.
- Gdzie Pan młody?
- krzyknąłem łudząc się, że Ci nachlani w trzy dupy faceci coś mi odpowiedzą.
- Tam. - pokazał
palcem Niall by po chwili zachwiać się.
Tam. Tam znaczyło
pod stołem. Leżał, słodko chrapiąc. I pewnie wcale by mi to nie przeszkadzało,
gdyby nie fakt, że musiałem go stamtąd jakoś wyciągnąć. Chociaż nie, mogłem go
zostawić i sam wziąć ślub z Gabrielą. Rozejrzałem się dookoła, chcąc wcielić
mój chytry plan w życie, kiedy usłyszałem jak przez sen wymawia jej imię.
Cholera. Nie mogę. Schyliłem się pod ten pieprzony stół, złapałem za nogę i po
prostu pociągnełem w swoją stronę patrząc jak powoli wynurza się spod stołu
jego sylwetka.
- Dupku, jutro
Twój ślub. A Ty ledwo żyjesz. Idiota. - powiedziałem pod nosem i podniosłem go,
tak by opadał na moje ramię. - Dobra bando kretynów. Wy. - wskazałem na Nialla
i jego współlokatorów. - Pojedziecie taksówką. Wy. - wskzałem na resztę. -
Jedziecie ze mną. - i ruszyłem w stronę drzwi, trzymając na ramieniu, faceta,
którego w tym momencie nienawidziłem najbardziej na świecie.
~*~
- Kaaaaaaaaat! -
krzyczała mi w twarz chociaż leżałam zaledwie 15 cm od niej. - Kat!
- Czego chcesz? -
powiedziałam gubiąc poszczególne literki.
- Przyniesiesz mi
misia i wody? - zapytała, wcale nie ściszając swojego głosu. Niechętnie
wstałam, chociaż gdyby nie fakt, że ta urocza istotka brała jutro ślub, to najchętniej
bym ją zlinczowała i kazała się zamknąć. Wróciłam z brązowym misiem i szklanką
wody.
- Masz. - podałam
jej wodę. Lekko podniosła się na przedramieniu i wzięła ode mnie szklankę.
Wypiła duszkiem do dna i odstawiła ją na szafkę. - I masz to. - podałam jej
misia.
- Nie tego, nie
tego! - powiedziała nie wyraźnie. - Przynieś Harrego, chcę ostatni raz się do
niego przytulić. Legalnie. - zachwiała się i wróciła do pozycji leżącej. -
Proszę.
Harry. Harry był
kremowym misiem z doczepionymi lokami. Miał zielone tęczówki i był wypiskany
jej ulubionym jego perfumem.
Harry był jej ulubionym misiem. To z nim najwięcej rozmawiała, go najwięcej
tuliła. Był jej Harrym. Podniosłam go z półki i przyniosłem jej. Spała już, jej
klatka piersiowa delikatnie unosiła się ku górze. Położyłem Harrego obok niej i
delikatnie nakryłam kołdrą.
- Pewnie wolałabyś
tego drugiego Harrego. - odopowiedziałam, sama nie wiedząc czemu i położyłam
się koło przyjaciółki. Jutro wielki dzień. - tyle zdążyłam pomyśleć zanim z
moich ust wyszedł głośny odgłos chrapania.
_________________________________________
Macie słodziaki *: Tak na miłe rozpoczęcie weekendu <3 Jeszcze jeden rozdział i epilog *.* Jaram się epilogiem i rozdziałem przed jak ksiądz nowymi ministrantami <3 <3
Mam nadzieję, że wam się spodoba i będzie dużo, dużo komentarzy *:
- Też w to nie wierzę. - odparła i wszystkie naraz zaczęły się śmiać. Tylko ja, siedziałam totalnie wbita w fotel, zastanawiając się kto zmusił ją do tego by tak wyglądała. Kto przekonał ją, żeby założyła 15 cm buty na obcasie i kto do cholery wbił ją w sukienkę? Kto spowodował uśmiech na jej zachmurzonym i zdenerwowanym jeszcze rano pyszczku?W głowie pojawiała się jedna wpływowa osoba i wcale nie był nią jej narzeczony.
_________________________________________
Macie słodziaki *: Tak na miłe rozpoczęcie weekendu <3 Jeszcze jeden rozdział i epilog *.* Jaram się epilogiem i rozdziałem przed jak ksiądz nowymi ministrantami <3 <3
Mam nadzieję, że wam się spodoba i będzie dużo, dużo komentarzy *:
nie ogarniam Twojego szybkiego dodawania rozdziałów! :)
OdpowiedzUsuńchciałabym napisać jak bardzo ten rozdział mi się podoba, żebyś nie kończyła tak szybko, ale wiem, że nic to nie da, więc dalej.. kończ i zaczynaj kolejny :*
uwielbiam Cię <33 /clauds
o moj boze! to juz koniec ;'( mam nadzieje, ze znow bedziesz pisac jakies opowiadanie o Niallu, gdy juz skonczysz to :) Licze na to, że epilog bedzie wielki i spektakularny, na miare tego opowiadania! Nie moge sie doczekac :)
OdpowiedzUsuńCzeemu konieec >.< nieeee...
OdpowiedzUsuń