Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w zegarek, jakbym wzrokiem chciała przenieść się w przeszłość.
- Boże, zamieniam się w psycholkę. - mruknęłam i wstałam z łóżka, wpatrując się w lustro. Wyglądałam jak truposz. Podkrążone oczy wyglądały jakbym przez całą noc nie robiła nic innego niż wpatrywanie się w sufit.Zmęczona twarz i zniszczone włosy też nie wyglądały zbyt estetycznie, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Im mniej atrakcyjnie wyglądałam do pracy, tym lepiej. Miałam dość tego szefa, a byłam tam jeden raz. jeden cholerny raz, a już zniszczył moje chęci do pracy menadżerki.Jak można podrywać swojego pracownika!? Dobrze, rozumiem jeśli obojgu nas łączyła nas chemia, ale to wychodzi z jednej strony i tak zostanie.
Stanęłam naprzeciw szafy i wyciągnęłam dżinsową koszulę, bordowe spodnie i buty. Zdecydowanie nigdy więcej nie założę spódnicy do pracy. Schowałam naszyjnik za koszulę i przyjrzałam się sobie w lustrze.
- Ze wszystkiego robisz problemy... - usłyszałam głos Angelo nad uchem. Stał za mną i wpatrywał się w moje odbicie w lustrze. Uśmiechał się do mnie delikatnie, ale ja nie potrafiłam go odwzajemnić. Po prostu stałam i patrzyłam jak Angelo wpada w zmieszanie i nie wie co zrobić.
- Co się dzieje, Kat? - spytał cicho, prawie szeptem. Spojrzałam się w jego odbicie i kiwnęłam przecząco głową, powstrzymując łzy.
- Nie zrozumiesz, miałeś prawdziwe dzieciństwo, szczęśliwą rodzinę, zdrową matkę. - Angelo zacisnął szczękę, a ja dopowiedziałam:
- Wczoraj dzwonił mój tata... Moja mama ma raka piersi, Angelo. Ona umiera, rozumiesz?! - powiedziałam trochę głośniej niż powinnam. Angelo nic nie powiedział. Po prostu obrócił mnie w swoją stronę i mocno przytulił. On nie mógł wiedzieć co czuję. Nikt nie mógł. W takich chwilach zastanawiam się, czy Bóg naprawdę istnieje. Zabiera ludzi dobrych i godnych życia, pozostawia pedofilii i zboczeńców. Wszyscy źli ludzie...Oni wszyscy sobie żyją i jest dobrze, ale akurat moja mama musiała zachorować. Dla innych to zwykła kobieta, ale dla mnie? Dla mnie ta kobieta jest olbrzymim kawałkiem mojego życia. Pomaga mi podejmować najważniejsze decyzje, a teraz ten tam na górze próbuje mi ją zabrać. Próbuje zabrać mi kolejny element mojej zepsutej już układanki, po której wkrótce zostanie jeden puzzel, którym będę ja.
Nie jestem taka jak ona. Nie jestem odważna, nie radzę sobie z problemami, potrzebuję oparcia i ludzi wokół siebie. Ona nigdy tego nie potrzebowała. Wystarczyło jej, ze ma przy sobie bliskich ludzi i wierzyła, ze może osiągnąć wszystko.
Wszystko to pojęcie względne, człowiek nie jest w stanie osiągnąć nawet 1\3 swoich celów a co dopiero całości. Wszyscy marzą o różnych rzeczach: wyjazd do Włoch, założenie szczęśliwej rodziny, dobrze płatna praca. Prawda jest taka, że nie dostaniemy połowy z tych rzeczy, a oczekujemy od życia i od innych, ze pozwolą nam zdobyć świat.
Chciałabym kiedyś wstać i powiedzieć z ręką na sercu ''Tak, jestem szczęśliwa. Mam wszystko co mi potrzeba.''. I niby na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, ze naprawdę mam wszystko, ale prawda jest taka, że nie mam nic, co by mnie w pełni zadowalało. Chociaż nie... Mam przyjaciół. Prawdziwych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć. Tak, to jest sukces.
- Nie miałem szczęśliwego dzieciństwa, Kat. Wiem co przechodzisz. - spojrzałam się na Angelo, zastanawiając się o czym mówi. Przecież nigdy nie pokazywał, ze coś jest nie tak.Zawsze chodził uśmiechnięty, nigdy nie narzekał.Spojrzałam na niego i ujrzałam łzy, które powoli spływały po jego policzkach.
- O czym ty mówisz? - spytałam, podając mu paczkę chusteczek, które szczęśliwym trafem znalazły się na zlewie.
- Nie miałem szczęśliwego dzieciństwa. Nie miałem go w ogóle. Tak samo jak reszta chłopaków. Praktycznie tylko Niall i Mark jako tako sobie radzili.- powiedział , ocierając rękawem granatowej bejsbolówki łzę z policzka. Zauważyłam, że nie ma już ani jednej chusteczki w opakowaniu. Rozejrzałam się wokół i podałam mu całą rolkę papieru toaletowego, a Angelo się zaśmiał.
- Kiedy miałem 10 lat ojciec prawie zakatował mnie na śmierć. Przywiązał mnie wtedy grubym sznurem do ramy łóżka i bił kablem po plecach za każdą łzę. - po policzkach Angelo ciurkiem płynęły łzy, których już nawet nie starał się ocierać. Ja zszokowana i przerażona wpatrywałam się w niego, choć on w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Mówił jakby do lustra i nie zważał na to, ze ja stoję obok niego.
- Mojej siostrze... mojej małej Taylor kazał patrzeć i ocierać moje łzy. Kiedy coś do mnie powiedziała lub się rozpłakała, dostawała w twarz. Za każdym razem mocniej... Kiedy kazał jej wyjść, a ona zaprotestowała, on odepchnął ją ode mnie i uderzył mnie pięścią w twarz, za to, że nastawiam jego córkę przeciwko niemu. - nie mogłam tego słuchać. To było ponad moje siły. W chwilach, kiedy słyszę, że takie rzeczy się dzieją naprawdę zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, ze Bóg nie istnieje. Że ludzie wymyślili go sobie, żeby móc mu dziękować za wszystkie dobra, a zło? Gdyby on naprawdę interesował się dobrem ludzi, nigdy by nie pozwolił, żeby na świecie działy się złe rzeczy.
W oczach miałam łzy, a ręce trzęsły mi się tak bardzo, że żadna siła by ich nie zatrzymała.
- Gdzie była twoja matka? - spytałam cicho, poprzez łzy. Angelo spojrzał się na mnie pierwszy raz od początku swojej historii i powiedział twardym i silnym głosem:
-Nie mam matki. kobieta, która mnie urodziła nie zasługuje na takie miano. Kiedy ojciec mnie katował i męczył moją siostrę, ona zabawiała się ze swoimi przyjaciółmi w barze. - spojrzałam się na Angelo, który ponownie swój wzrok skierował w stronę lustra. Ostatnie słowa powiedział tonem pełnym pogardy i gniewu. Spojrzałam na jego dłonie, które ściśnięte w pięść, stukały w udo. Jego szczęka była zaciśnięta i próbował powstrzymywać łzy. Nie wiem kto powiedział, ze płakanie to okazywanie słabości. Wręcz przeciwnie, kiedy człowiek płacze pokazuje, ze nie boi się uczuć, że nie wstydzi się tego, co czuje i tego czym żyje. nie wstydzi się swojego życia... Angelo wydawał się człowiekiem, który nigdy się nie poddaje, nigdy nie płacze - bo nie ma powodu, zawsze się uśmiecha, a z jego ust wydobywa się tylko i wyłącznie śmiech.
- Ale.. Żaden sąsiad nie zareagował? Nie wiedzieli co się dzieje?
- Na zewnątrz byliśmy szczęśliwą rodziną. Ojciec prawnik, matka gospodyni domowa, dzieci schludnie ubrane i zdolne. Nikt nie podejrzewał, ze w domu mamy piekło. Wyrafinowana i towarzyska rodzina - tak nas spostrzegano. Prawda była taka, ze ojciec był psycholem, a matka alkoholiczką.
- I co się stało potem?
- Mój trener zauważył blizny na moich plecach i poszedł z tym na policję. Sprawa szybko nabrała tempa i już po miesiącu trafiliśmy z moją siostrą do domu dziecka. Tam poznałem Paula i Denisa. - na twarzy Angelo pojawił się szczery uśmiech.
- Paul też był w domu dziecka? - spytałam, bo nie docierało do mnie to, ze geneza zespołu Three Hill pochodziła z domu dziecka i miała taką burzliwą przeszłość.
- Tak, trafił tam, kiedy... kiedy jego rodzice popełnili samobójstwo. - zamilkłam, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Paul tak jak Angelo w ogóle nie okazywał tego, ze praktycznie nie miał dzieciństwa. Byli wiecznie szczęśliwi i uśmiechnięci. Potrafili w każdej sytuacji żartować i widać było, że są naprawdę zgrani i doskonale się rozmieli, ale nie podejrzewałam, że połączyła ich podobna przeszłość i ból w związku z brakiem rodziców.
- A Denis? Powiedziałeś, że jego też tam poznałeś. - trzymałam dłonie ściśnięte w pięści. miałam ochotę powybijać wszystkich tych ludzi, którzy męczą swoje dzieci. Niektórzy przez kilkanaście lat starają się o to cudo, a inni nawet nie doceniają tego, co ich spotkało... Gorzej, postrzegają to jako karę.
- Denis wychowywał się przez kilka lat z babcią, która później zmarła.
- Ale wcześniej? Przecież musiał mieć rodziców.
- Miał. Ojciec był wojskowym, a matka chirurgiem. Kiedy Denis miał siedem lat jego ojciec wyjechał do Iraku. Po dwóch miesiącach dostali powiadomienie o śmierci jego ojca. Jego matka w tym czasie operowała, wywołali ją z sali, żeby jej o tym powiedzieć. Kiedy wróciła do sali operacyjnej nie potrafiła się skupić i coś źle zrobiła. Po kilku dniach ten pacjent zmarł, a matka Denisa wpadła w alkoholizm. Od tamtej pory wychowywał się z babcią, która zmarła po trzech latach. W wieku dziesięciu lat trafił do domu dziecka z zharataną psychiką. - milczałam i wpatrywałam się w zaczerwienione oczy Angelo, który próbował powstrzymywać się od płaczu. Chwyciłam go za rękę i powiedziałam:
- A co z twoim ojcem?
- Siedzi w pierdlu. Tam, gdzie jego miejsce.
- Myślałeś kiedyś nad tym, żeby iść do niego? - Angelo spojrzał się na mnie zszokowany i krzyknął:
- Nigdy! Rozumiesz?! Nigdy nie pójdę do tego dupka, który mnie katował. - dodał trochę ciszej i ściągnął koszulką, pokazując mi plecy cale w bliznach.
- Widzisz to?! - zakryłam usta dłońmi, żeby nie krzyknąć. Całe jego plecy były pokryte jasnymi bliznami. Angelo założył z powrotem koszulkę i odwrócił się do mnie z oczami pełnymi łez.
-Wiesz już dlaczego. - mruknął i wyszedł z łazienki.
~*~
Stała, opierając się o drzwi łazienki. Dławiła się łzami i dusiła, nie umiejąc chwycić świeżego powietrza do płuc. To, co widziała przerażało ją. Przerażała ją wizja tego, że na świecie żyją takie istoty, które potrafią z czystym sumieniem niszczyć innych. Kawałek po kawałku, milimetr po milimetrze niszczą idealne życie dzieci, które powinni uszczęśliwiać żywot rodziców. Zamiast tego traktują je jako karę, którą trzeba zniweczyć aż zostanie z niej proch. Zniszczyć człowieka, zniszczyć dziecko - dla niektórych to to samo, dla ludzi, którzy niszczą życia nie. Dziecko to nie człowiek, dziecko to kara, którą dostał od tego tam na górze. Po co je szanować. Przecież jest małe, nic nam nie zrobi, nie ma prawa...
Dziecko ma tylko jedną wadę - niepotrzebnie ufa dorosłym.
_____________________________________________
Hej wam! :3 Kto się cieszy, ze już koniec roku?! Ja ! (:
Kolejny rozdział pojawi się około za tydzień, no chyba, ze wcześniej zaskoczycie mnie dużą ilością komentarzy :3
_____________________________________________
Hej wam! :3 Kto się cieszy, ze już koniec roku?! Ja ! (:
Kolejny rozdział pojawi się około za tydzień, no chyba, ze wcześniej zaskoczycie mnie dużą ilością komentarzy :3