czwartek, 28 czerwca 2012

Czterdzieści.

Kolejny poranek, kiedy powinnam dostać pochwałę, ze poprzedniego dnia nie zrobiłam sobie krzywdy. Nie sparzyłam się żelazkiem, nie poparzyłam wrzątkiem, nie utopiłam w wannie, nie zacięłam nożem,nie udusiłam poduszką. Kolejny dzień po którym standardowo nadejdzie noc i tak do końca mojego życia. Kompletna monotonia dnia codziennego. Słońce, księżyc, słońce, księżyc.
     Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w zegarek, jakbym wzrokiem chciała przenieść się w przeszłość.
- Boże, zamieniam się w psycholkę. - mruknęłam i wstałam z łóżka, wpatrując się w lustro. Wyglądałam jak truposz. Podkrążone oczy wyglądały jakbym przez całą noc nie robiła nic innego niż wpatrywanie się w sufit.Zmęczona twarz i zniszczone włosy też nie wyglądały zbyt estetycznie, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Im mniej atrakcyjnie wyglądałam do pracy, tym lepiej. Miałam dość tego szefa, a byłam tam jeden raz. jeden cholerny raz, a już zniszczył moje chęci do pracy menadżerki.Jak można podrywać swojego pracownika!? Dobrze, rozumiem jeśli obojgu nas łączyła nas chemia, ale to wychodzi z jednej strony i tak zostanie.
     Stanęłam naprzeciw szafy i wyciągnęłam dżinsową koszulę, bordowe spodnie i buty. Zdecydowanie nigdy więcej nie założę spódnicy do pracy. Schowałam naszyjnik za koszulę i przyjrzałam się sobie w lustrze.
- Ze wszystkiego robisz problemy... - usłyszałam głos Angelo nad uchem. Stał za mną i wpatrywał się w moje odbicie w lustrze. Uśmiechał się do mnie delikatnie, ale ja nie potrafiłam go odwzajemnić. Po prostu stałam i patrzyłam jak Angelo wpada w zmieszanie i nie wie co zrobić.
- Co się dzieje, Kat? - spytał cicho, prawie szeptem. Spojrzałam się w jego odbicie i kiwnęłam przecząco głową, powstrzymując łzy.
- Nie zrozumiesz, miałeś prawdziwe dzieciństwo, szczęśliwą rodzinę, zdrową matkę. - Angelo zacisnął szczękę, a ja dopowiedziałam:
- Wczoraj dzwonił mój tata... Moja mama ma raka piersi, Angelo. Ona umiera, rozumiesz?! - powiedziałam trochę głośniej niż powinnam. Angelo nic nie powiedział. Po prostu obrócił mnie w swoją stronę i mocno przytulił. On nie mógł wiedzieć co czuję. Nikt nie mógł. W takich chwilach zastanawiam się, czy Bóg naprawdę istnieje. Zabiera ludzi dobrych i godnych życia, pozostawia pedofilii i zboczeńców. Wszyscy źli ludzie...Oni wszyscy sobie żyją i jest dobrze, ale akurat moja mama musiała zachorować. Dla innych to zwykła kobieta, ale dla mnie? Dla mnie ta kobieta jest olbrzymim kawałkiem mojego życia. Pomaga mi podejmować najważniejsze decyzje, a teraz ten tam na górze próbuje mi ją zabrać. Próbuje zabrać mi kolejny element mojej zepsutej już układanki, po której wkrótce zostanie jeden puzzel, którym będę ja.
     Nie jestem taka jak ona. Nie jestem odważna, nie radzę sobie z problemami, potrzebuję oparcia i ludzi wokół siebie. Ona nigdy tego nie potrzebowała. Wystarczyło jej, ze ma przy sobie bliskich ludzi i wierzyła, ze może osiągnąć wszystko.
     Wszystko to pojęcie względne, człowiek nie jest w stanie osiągnąć nawet 1\3 swoich celów a co dopiero całości. Wszyscy marzą o różnych rzeczach: wyjazd do Włoch, założenie szczęśliwej rodziny, dobrze płatna praca. Prawda jest taka, że nie dostaniemy połowy z tych rzeczy, a oczekujemy od życia i od innych, ze pozwolą nam zdobyć świat. 
     Chciałabym kiedyś wstać i powiedzieć z ręką na sercu ''Tak, jestem szczęśliwa. Mam wszystko co mi potrzeba.''. I niby na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, ze naprawdę mam wszystko, ale prawda jest taka, że nie mam nic, co by mnie w pełni zadowalało. Chociaż nie... Mam przyjaciół. Prawdziwych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć. Tak, to jest sukces.
- Nie miałem szczęśliwego dzieciństwa, Kat. Wiem co przechodzisz. - spojrzałam się na Angelo, zastanawiając się o czym mówi. Przecież nigdy nie pokazywał, ze coś jest nie tak.Zawsze chodził uśmiechnięty, nigdy nie narzekał.Spojrzałam na niego i ujrzałam łzy, które powoli spływały po jego policzkach.
- O czym ty mówisz? - spytałam, podając mu paczkę chusteczek, które szczęśliwym trafem znalazły się na zlewie.
- Nie miałem szczęśliwego dzieciństwa. Nie miałem go w ogóle.  Tak samo jak reszta chłopaków. Praktycznie tylko Niall i Mark jako tako sobie radzili.- powiedział , ocierając rękawem granatowej bejsbolówki łzę z policzka. Zauważyłam, że nie ma już ani jednej chusteczki w opakowaniu. Rozejrzałam się wokół i podałam mu całą rolkę papieru toaletowego, a Angelo się zaśmiał.
- Kiedy miałem 10 lat ojciec prawie zakatował mnie na śmierć. Przywiązał mnie wtedy grubym sznurem do ramy łóżka i bił kablem po plecach za każdą łzę.  - po policzkach Angelo ciurkiem płynęły łzy, których już nawet nie starał się ocierać.  Ja zszokowana i przerażona wpatrywałam się w niego, choć on w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Mówił jakby do lustra i nie zważał na to, ze ja stoję obok niego.
- Mojej siostrze... mojej małej Taylor kazał patrzeć i ocierać moje łzy. Kiedy coś do mnie powiedziała lub się rozpłakała, dostawała w twarz. Za każdym razem mocniej... Kiedy kazał jej wyjść, a ona zaprotestowała, on odepchnął ją ode mnie i uderzył mnie pięścią w twarz, za to, że nastawiam jego córkę przeciwko niemu. - nie mogłam tego słuchać. To było ponad moje siły. W chwilach, kiedy słyszę, że takie rzeczy się dzieją naprawdę zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, ze Bóg nie istnieje. Że ludzie wymyślili go sobie, żeby móc mu dziękować za wszystkie dobra, a zło? Gdyby on naprawdę interesował się dobrem ludzi, nigdy by nie pozwolił, żeby na świecie działy się złe rzeczy.
    W oczach miałam łzy, a ręce trzęsły mi się tak bardzo, że żadna siła by ich nie zatrzymała.
- Gdzie była twoja matka? - spytałam cicho, poprzez łzy. Angelo spojrzał się na mnie pierwszy raz od początku swojej historii i powiedział twardym i silnym głosem:
-Nie mam matki. kobieta, która mnie urodziła nie zasługuje na takie miano. Kiedy ojciec mnie katował i męczył moją siostrę, ona zabawiała się ze swoimi przyjaciółmi w barze. - spojrzałam się na Angelo, który ponownie swój wzrok skierował w stronę lustra. Ostatnie słowa powiedział tonem pełnym pogardy i gniewu. Spojrzałam na jego dłonie, które ściśnięte w pięść, stukały w udo. Jego szczęka była zaciśnięta i próbował powstrzymywać łzy. Nie wiem kto powiedział, ze płakanie to okazywanie słabości. Wręcz przeciwnie, kiedy człowiek płacze pokazuje, ze nie boi się uczuć, że nie wstydzi się tego, co czuje i tego czym żyje. nie wstydzi się swojego życia... Angelo wydawał się człowiekiem, który nigdy się nie poddaje, nigdy nie płacze - bo nie ma powodu, zawsze się uśmiecha, a z jego ust wydobywa się tylko i wyłącznie śmiech.
- Ale.. Żaden sąsiad nie zareagował? Nie wiedzieli co się dzieje?
- Na zewnątrz byliśmy szczęśliwą rodziną. Ojciec prawnik, matka gospodyni domowa, dzieci schludnie ubrane i zdolne. Nikt nie podejrzewał, ze w domu mamy piekło. Wyrafinowana i towarzyska rodzina - tak nas spostrzegano. Prawda była taka, ze ojciec był psycholem, a matka alkoholiczką.
- I co się stało potem?
- Mój trener zauważył blizny na moich plecach i poszedł z tym na policję. Sprawa szybko nabrała tempa i już po miesiącu trafiliśmy  z moją siostrą do domu dziecka. Tam poznałem Paula i Denisa. - na twarzy Angelo pojawił się szczery uśmiech.
- Paul też był w domu dziecka? - spytałam, bo nie docierało do mnie to, ze geneza zespołu Three Hill pochodziła z domu dziecka i miała taką burzliwą przeszłość.
- Tak, trafił tam, kiedy... kiedy jego rodzice popełnili samobójstwo. - zamilkłam, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Paul tak jak Angelo w ogóle nie okazywał tego, ze praktycznie nie miał dzieciństwa. Byli wiecznie szczęśliwi i uśmiechnięci. Potrafili w każdej sytuacji żartować i widać było, że są naprawdę zgrani i doskonale się rozmieli, ale nie podejrzewałam, że połączyła ich podobna przeszłość i ból w związku z brakiem rodziców.
- A Denis? Powiedziałeś, że jego też tam poznałeś. - trzymałam dłonie ściśnięte w pięści. miałam ochotę powybijać wszystkich tych ludzi, którzy męczą swoje dzieci. Niektórzy przez kilkanaście lat starają się o to cudo, a inni nawet nie doceniają tego, co ich spotkało... Gorzej, postrzegają to jako karę.
- Denis wychowywał się przez kilka lat z babcią, która później zmarła.
- Ale wcześniej? Przecież musiał mieć rodziców.
- Miał. Ojciec był wojskowym, a matka chirurgiem. Kiedy Denis miał siedem lat jego ojciec wyjechał do Iraku. Po dwóch miesiącach dostali powiadomienie o śmierci jego ojca. Jego matka w tym czasie operowała, wywołali ją z sali, żeby jej o tym powiedzieć. Kiedy wróciła do sali operacyjnej nie potrafiła się skupić i coś źle zrobiła. Po kilku dniach ten pacjent zmarł, a matka Denisa wpadła w alkoholizm. Od tamtej pory wychowywał się z babcią, która zmarła po trzech latach. W wieku dziesięciu lat trafił do domu dziecka z zharataną psychiką. - milczałam i wpatrywałam się w zaczerwienione oczy Angelo, który próbował powstrzymywać się od płaczu. Chwyciłam go za rękę i powiedziałam:
- A co z twoim ojcem?
- Siedzi w pierdlu. Tam, gdzie jego miejsce. 
- Myślałeś kiedyś nad tym, żeby iść do niego? - Angelo spojrzał się na mnie zszokowany i krzyknął:
- Nigdy! Rozumiesz?! Nigdy nie pójdę do tego dupka, który mnie katował. - dodał trochę ciszej i ściągnął koszulką, pokazując mi plecy cale w bliznach.
- Widzisz to?! - zakryłam usta dłońmi, żeby nie krzyknąć. Całe jego plecy były pokryte jasnymi bliznami. Angelo założył z powrotem koszulkę i odwrócił się do mnie z oczami pełnymi łez.
-Wiesz już dlaczego. - mruknął i wyszedł z łazienki.

~*~

      Stała, opierając się o drzwi łazienki. Dławiła się łzami i dusiła, nie umiejąc chwycić świeżego powietrza do płuc. To, co widziała przerażało ją. Przerażała ją wizja tego, że na świecie żyją takie istoty, które potrafią z czystym sumieniem niszczyć innych. Kawałek po kawałku, milimetr po milimetrze niszczą idealne życie dzieci, które powinni uszczęśliwiać żywot rodziców. Zamiast tego traktują je jako karę, którą trzeba zniweczyć aż zostanie z niej proch. Zniszczyć człowieka, zniszczyć dziecko - dla niektórych to to samo, dla ludzi, którzy niszczą życia nie. Dziecko to nie człowiek, dziecko to kara, którą dostał od tego tam na górze. Po co je szanować. Przecież jest małe, nic nam nie zrobi, nie ma prawa...
      Dziecko ma tylko jedną wadę - niepotrzebnie ufa dorosłym. 

_____________________________________________
Hej wam! :3 Kto się cieszy, ze już koniec roku?! Ja ! (:

Kolejny rozdział pojawi się około za tydzień, no chyba, ze wcześniej zaskoczycie mnie dużą ilością komentarzy :3


piątek, 22 czerwca 2012

Trzydzieści dziewięć.

Wracałam do domu, spodziewając się w nim ciszy. Chłopcy mieli być od pięciu minut na próbie, miałam nadzieję, ze Li, Hazz i Zayn także z nimi są, a towarzystwo Gab i Crisa jest nawet do zniesienia - oni przynajmniej nie proszą co chwilę o coś do jedzenia. Mniejsza  to...Chciałam tylko spokoju i ciszy. Byłam zmęczona, szef mnie wkurzał i włosy mi się nie układają. Kiedy stanęłam pod drzwiami i usłyszałam dzikie okrzyki i nawoływania, wyrzuciłam z mojej głowy marzenie o relaksującej kąpieli w CISZY. Przekluczyłam drzwi i cicho spróbowałam otworzyć drzwi. Weszłam do środka i delikatnie zamknęłam wejście. Zwróciłam się do pokoju i westchnęłam z ulgi, że udało mi się niezauważalnie przejść przez hol i salon. Gdyby siedzieli w pokoju dziennym, byłabym w dupie, delikatnie ujmując. musiałabym pewnie zrobić im kanapkę albo co gorsza cały obiad i mój odpoczynek mógłby iść się bujać w krzaczory. Zamknęłam drzwi. Miałam pewność, ze nikt nie wejdzie (bali się). Nareszcie znalazłam się w moim, małym, prywatnym niebie, do którego nit nie miał wstępu, a szczególnie nie ta banda diabłów.
- Zostaw. Tego. Kotleta.  - usłyszałam głos Angelo, który był bardzo głośny. Najwyraźniej przenieśli się do salonu, a więc w samą porę zamknęłam się w pokoju. Minuta i mogłabym pogrzebać marzenia o spokoju.
- Jesteś taki seksowny, kiedy się wściekasz - powiedział Paul i zamruczał. Zaśmiałam się cicho, bo nie chciałam zaprosić lwa do kryjówki.
- Jesteś idiotą, Paul. - mruknął Angelo. Powiedział to prawie szeptem, a jednak to słyszałam. A więc nie są w salonie. a przynajmniej nie tak dwójka. Znajdowali się gdzieś blisko.
- Tępa idiotka. - powiedziałam do siebie.
- Myślisz, że możemy tam wejść? - spytał się Paul i już chwytał za klamkę, kiedy coś go zatrzymało.
- Nie, przecież to pokój Katie. może tam być coś prywatnego, np. jej bielizna... - wskoczyłam na górne piętro mojego łóżka. Mój wujek zawsze mi powtarzał, ze niezbyt rozwinięte organizmy homo sapiens nie patrzą wyżej niż poziom ich wzroku. dlatego zawsze, jako mała dziewczynka, chowałam się na drzewach, gdy bawiliśmy sie w chowanego. Po kilku miesiącach żmudnej zabawy w chowańca, znudziło mi się, więc zaczęłam się kryć w bardziej widocznych miejscach, chociaż mimo to nie znajdowali mnie. Do tej pory myślę, ze bawiłam się z niezbyt rozgarniętymi dziećmi.
- Noooo... Wchodzimy. - kiedy klamka opadła, ja w tym samym czasie nałożyłam kołdrę na głowę. Oddychałam płytko i próbowałam być najciszej jak się da. Chciałam posłuchać o czym będą rozmawiać i co będą robić. Odkryłam kawałek oczu, żeby widzieć co robią. Stali naprzeciw mojego kolażu i wpatrywali się. Stali i się patrzyli. Ile można stać w jednym miejscu i się w ogóle nie ruszać Ile?! Mi wszystko drętwieje od leżenia, a oni sobie po prostu stoją, nawet nie siedzą. Stoją. Powstrzymywałam się od wstania, trzepnięcia jednemu i drugiemu w głowę i wróceniu do łóżka.
- Przystojny był ten Louis, nie? - spytał się Paul, ale raczej nie oczekiwał odpowiedzi. Był przystojny, był - pomyślałam i zamknęłam oczy. Kiedy otworzyłam je z powrotem chłopaków nie było już w pokoju. Rozejrzałam się delikatnie i wstałam z łóżka. Przeniosłam wzrok na biurko i zobaczyłam karteczkę z napisem:

Od samego początku wiedzieliśmy, ze ukrywasz się na górnym piętrze łóżka. Twoje starania poszły na marne HA HA HA HA HA (złowieszczy śmiech).

Uśmiechnęłam się i włożyłam kartkę do szuflady. Spojrzałam się w lustro i dotknęłam naszyjnika. Usiadłam na krześle i obróciłam się na nim kilka razy i z powrotem spojrzałam w lustro. W rogu było powieszone zdjęcie Louisa. Przeniosłam je na środek przyklejając na plastelinę i powiedziałam:
- No, Lou. To chyba czas, zeby się pożegnać, prawda? Które to pożegnanie? Piąte?
Nie oczekiwałam odpowiedzi, a jednak wpatrywałam się w to zdjęcie jak w jakieś bóstwo i milczałam.
- To będzie trudne. - powiedziałam cicho, ale wiedziałam, ze tyle wystarczy. - To będzie bardzo trudne.
Kiedyś spędzimy razem całą wieczność. Będziemy się śmiać, wygłupiać - robić to, co zawsze. To, co zawsze chcieliśmy robić, ale teraz... Teraz, kiedy ciebie nie ma, ja... Ja muszę zacząć żyć, wiesz?  Wiedz tylko, ze nigdy cię nie zapomnę, bo ty nie jesteś godzien, żeby cię zapomnieć. Byłeś i będziesz najważniejszą osobą w moim życiu, ale przyszedł czas, zeby na razie się pożegnać. Pożegnać to głupie słowo, nie sądzisz? Ładniejsze byłoby przenieść w niepamięć albo na razie nie wspominać...Nieważne. Ja bardzo bym chciała, zebyś tu ze mną był i żebyś mnie wspierał, ale przeze mnie ciebie nie ma. Tak wiem, ze niby to nie moja wina, ale powiedz mi, czy gdyby nie ja poszedłbyś do tego cholernego klubu?! Nie sądzę. - powiedziałam prawie na jednym wdechu i zaczęłam cicho płakać. - Pewnie, mam do ciebie żal, ze zachowałeś się głupio i wyszedłeś, ale nie potrafię się na ciebie wściekać może z tego względu, że leżysz martwy, zakopany trzy metry pod ziemią. - ostatnie kilka słów powiedziałam twardo, lecz z uczuciem. Żałowałam wszystkie, począwszy od tego, ze zdradziłam Louisa, skończywszy na tym, ze nie zdażyłam się z nim pożegnać. nie potrafię zapomnieć tez o tym, ze ostatnimi słowami, które do niego wypowiedziałam to ''ty tchórzu''. On nie jest tchórzem. Nie jest... - Życie nie ma żadnych zasad, wiesz. Dzisiaj mogę mówić, ze będę na zawsze o tobie pamiętała, a juz jutro z uśmiechem na ustach będę kroczyła ulicami Los Angeles, udając, że nie istniałeś w moim życiu, a wiesz dlaczego? Bo tak jest łatwiej. Udajemy, ze nic się nie stało i idziemy dalej przez życie, rozpamiętując tamte chwilę w przyszłości. W dalekiej przysżłości będziemy żałować wszystkich źle podjętych decyzji. A wiesz czego ja będę na zawsze żałowała? Tego, ze wtedy, tamtego wieczora, wyszłam do tej cholernej dyskoteki i nie posłuchałam Leili. Tego będę żałowała, bo gdyby nie to, ty nadal byś przy mnie był. Zachowuje się jak psycholka. Rozmawiam z lustrem, Lou. - mruknęłam i cicho się zaśmiałam. Schowałam zdjęcie do szuflady i mruknęłam:
- Kocham Cię, Louis. Będę tęskniła, zawsze...


_________________________________________________
Troszku łezek poleciało, ale trudno :3
Komers uważam za jak najbardziej udany! Więcej takich imprez , kochani *: !

Ryhhhu! Nieszczęśliwie sie zakochałaś? hahahahahaha **:

piątek, 15 czerwca 2012

Trzydzieści osiem.

DWA DNI PÓŹNIEJ

Poniedziałek - piąta rano, czas do pracy. Rozciągnęłam się wzdłuż łóżka i wyskoczyłam jak poparzona, gdy zobaczyłam, ze obok mnie leży Paul i Angelo. Spojrzałam się na nich dziwnie i zwróciłam się w stronę salonu, w którym na podłodze leżała cała zgraja bachorów - Liam leżał pod stołem, Zayn na Niallu, Denis leżał na kanapie głową w dół, Mark trzymał w ręce butelkę po piwie, Gabriella leżała koło Harry'ego, który znajdował się pod telewizorem, co nie byłoby dziwne, gdyby nie fakt, że Harry był praktycznie nagi, gdyby nie bokserki. Spojrzałam na Cristiana, który leżał pod łazienką i stukał patykami od perkusji w podłogę. Zaśmiał się cicho i powiedział:
- Mógłbym zostać muzykiem, wtedy by mnie chciała. - usiadłam obok niego pod drzwiami i wyrwałam mu pałeczki z rąk. Wkurzał mnie tym wiecznie pesymistycznym podejściem do świata i do jego związku z Gab. ''Ona mnie nei chce'', "Ona jest dla mnie za dobra.". Tak do jasnej cholery, jest za dobra, ale cię kocha!
- Co ma muzyka do miłości?
- No przez muzykę do serca, prawda? - zaśmiałam się pod nosem i powiedziałam:
- Nie, Cris. Przez żołądek do serca, więc wypad do kuchni zrobić jakieś pyszne śniadanko i odkupuj winy.
- Dzięki, Kat.
Wstałam z podłogi i ruszyłam w stronę sypialni, żeby przegonić Paula i Angelo mojego pokoju. Gdy weszłam do pokoju oni tańcowali w moich ciuchach. Paul miał na sobie niebieską sukienkę w paski, a Angelo zieloną koszulę, niebieską spódnicę. Spojrzałam się na nich jeszcze raz i wybuchłam głośnym śmiechem. Chłopcy stanęli nie wiedząc co się dzieje i dopiero kiedy skapnęli się, że śmieję się z nich, Paul powiedział:
- Idziesz dzisiaj pierwszy dzień do pracy, więc wybraliśmy dla ciebie stroje, które mogłabyś założyć. Wybieraj.
Paul przeszedł wzdłuż pokoju jak modelka, okręcając się przy tym paręnaście razy. Następnie za nim podążył Angelo także jak najlepiej przedstawiając swój wybór ubrań. Spojrzałam się na nich z uwagą, przyglądając się zestawom i wybrałam Angelo. Chłopak natychmiast ściągnął z siebie rzeczy i podał mi je, kierując mnie od łazienki, z której wyszłam po pięciu minutach. Wyglądałam nawet w porządku. Zielona bluzka podkreślała idealnie moje oczy, a niebieska spódnica po prostu była ładna. Dobrałam do tego niebieskie buty na obcasie i niebieską torbę. Angelo zagwizdał na mój widok, a Paul zmierzył mnie od góry do dołu, mówiąc:
- W sukience ładniej byś wyglądała.
- Ale wybrała mój zestaw! Przyzwyczaj się, ze jestem lepszym projektantem! - Paul wystawił mu język i oznajmił mi, ze on w zamian za to, co mu zrobiłam, zajmie się moją fryzurą i makijażem. Nie wiedziałam, czy oddanie moich włosów i twarzy w ręce rockmana to dobry pomysł, ale przyznam szczerze, ze nie spodziewałam się, ze podoła zadaniu. Wyprostował mi najpierw włosy, a później związał je w delikatnego warkocza. Rzęsy pociągnął brązowym tuszem, bo jak stwierdził : ''Naturalniej - lepiej", usta pomalował błyszczykiem i nałożył róż na policzki. Gdyby nie fakt, ze przerażała mnie ich wiedza na temat mody i makijażu, to w ogóle bym się nie spodziewała takiego obrotu sprawy. miałam sobie po prostu spokojnie wejść do pokoju. Wyciągnąć jakieś rzeczy, które nadają się do pracy, delikatnie się umalować, zjeść śniadanie i pojechać do firmy - to był mój plan poranka, a w zamian dostałam całkiem niezły kabaret.

~*~
       15:00

- No to na dzisiaj koniec. - usłyszałam nad uchem męski głos. Mój przełożony w ciągu tych dziewięciu godzin przyszedł kilkanaście razy, żeby zobaczyć jak sobie radziłam.  Nie byłoby to dziwne, no bo przecież byłam nowa, miałam prawo się pomylić i takie tam, ale on zazwyczaj jak wchodził roznosił po biurze zapach wody toaletowej, której zapach był odświeżany przed każdym wejściem do mojego biura. Schylał się nade mną tak, że przez jego ostry zapach perfum miałam łzy w oczach, a kiedy wychodził nadal w nozdrzach miałam odór perfum.
- No to super. Skończę to tylko i już się zbieram.
- A może potrzebujesz podwózki? - zapytał 'zmysłowym' głosem, a ja się zaśmiałam. Nie umiałam się powstrzymać. po prostu nikt nigdy na siłę mnie nie podrywał, a już na pewno nie w ten sposób. Może od razu zaproponuj mi seks w firmowej toalecie?
- Nie dziękuję, szefie. Przejdę się. Nie mam daleko.
- Ładny naszyjnik. - powiedział, a ja się zarumieniłam. Wiedziałam, ze nie chodzi o naszyjnik. Podziękowałam i zapisałam plik. Wyłączyłam komputer i zabierając wszystkie swoje rzeczy z biura, skierowałam się w stronę drzwi, które ktoś natychmiast zasłonił swoim wielkim cielskiem. Zasłoniłam dekolt bluzką i próbowałam przepchać się do drzwi.
- Skąd masz taki piękny naszyjnik?
- Od chłopaka. - powiedziała, jakby to miało go zniechęcić do dalszych poczynań w stronę flirtu ze mną. Jeśli moje wywracanie oczami i niechętne odpowiedzi o niczym nie świadczyły to ja nie wiem, jak mam go odstraszyć? Może mam przychodzić do pracy z obstawą, dopiero potem zrozumie o co chodzi.
- Masz chłopaka?
- Mój chłopak nie ma żadnego związku z moją pracą, więc proszę sobie darować takie tanie zagrywki.
- Do szefa się odpowiada z szacunkiem, Kat.
- Od kiedy jesteśmy na ty, szefie? - zapytałam, naciskając na słowo szefie, żeby pokazać jakie to ja mam do niego szacunek.
- Ze wszystkimi moimi pracownikami jestem na 'ty'. - powiedział w odwecie, na to ja tylko przewróciłam oczami i powiedziałam:
- Ja jednak zostanę przy 'szefie'. - przepchnęłam się przez szerokie bary mojego szefa i pewnym krokiem wyszłam z biura. Czułam, ze mój ''szef''mierzy mnie wzrokiem, więc obróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się. Ja wiem, ze mnie nigdy nie będzie miał, ale czy on to zrozumie? Nie sądzę, nie wygląda mi na faceta, który łatwo pogodzi się ze stratą przelecenia swojej pracownicy, ze stratą przelecenia czegokolwiek co ma cycki i chodzi.


_________________________
Bum, bum. nudzi mi się, wiec dodaję rozdział, gdyż, ponieważ następny dodam po komersiwie (gdzieś tak koło 21.06 ;3). Tak, tak. Długo musicie czekać, ale... W sumie nie ma żadnego ale haha, tak długo musicie czekać, bo mam takie kaprycho haha, żartuję ;3 po prostu nie wiem czy bd miała czas, zeby dodać rozdział ;3

onedirection.pl -> sonda po prawej stronie -> directionstory-second-life.blogspot.com ! :3

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Trzydzieści siedem.

     Obudził mnie cichy dźwięk, głoszący, ze poziom baterii w moim telefonie niedługo sięgnie zera. Spojrzałem za okno - szykował się cudowny dzień. Rozejrzałem się na boki i przeraziłem, gdy obok zobaczyłem nieznaną mi dziewczynę. Odchyliłem trochę kołdrę i odkryłem, ze jest naga, spojrzałem pod swoją kołdrę - także nagi. Co tu się działo, do jasnej cholery?!
      Poszedłem do kuchni, żeby coś przegryźć. Być może przy okazji przypomnę sobie, co się działo zeszłej nocy i kim jest naga dziewczyna z mojego łóżka. Nagle poczułem czyjeś gładkie dłonie na moich biodrach. Obróciłem się gwałtownie, gotowy ruszyć do ataku, ale przede mną stała tylko blondynka z łóżka. Uśmiechała się do mnie zachęcająco, ale ja nie miałem ochoty na powtórkę z rozrywki. Co prawda przez chwilę zapewne nie myślałem o Gab, ale na dłuższą metę nie dam rady. Spojrzałem się na nią i powiedziałem:
- Ja idę pod prysznic, a jak wrócę to ciebie ma tu nie być. - ruszyłem w stronę łazienki, nie odwracając się w stronę blondynki, która jeśli chciała zdążyć zniknąć przed moim wyjściem spod prysznica, powinna zacząć się zbierać do wyjścia.


Tej nocy byłem prawie martwy - umierałem kawałek po kawałku z tęsknoty za twoim dotykiem, za twoim aksamitnym głosem i za twoimi oczami. Oddałbym wszystko, żeby móc ponownie w nie spojrzeć i zobaczyć to uczucie, którym darzyłaś mnie jeszcze przed rokiem.  Zastanawiałem się, czy wiesz co ja czuje... Czy w ogóle o mnie myślisz i czy jesteś szczęśliwy z nim. Wybrałaś jego, a raczej ja ci kazałem. Czemu ludzie zawsze się mnie słuchają?! Ja też się mogę mylić... Myliłem się w tylu rzeczach, a oni wszyscy nadal mi ufają. Wierzą, ze zawsze podejmę właściwą decyzję. Pamiętam kiedy darzyliśmy się takim uczuciem, ze wszyscy mogli nam tylko zazdrościć. To było zaraz po tym jak powstał zespół. Louis poznał nas ze swoją 'ukochaną kuzynką'. Od razu wiedziałem, ze się jej spodobałem, ale wiedziałem też, ze ona ma chłopaka - Louis mnie ostrzegł, a raczej zagroził. Wiedziałem, ze jest nieosiągalna. I to jest taki stan, kiedy leżysz w łóżku i łzy smutku kapią ci do gorącej herbaty, która parzy ci dłonie przez ściankę kubka. Katujesz się wspomnieniami i narzekasz na życie, czekając na jakiś dar z niebios, który nigdy nie nadejdzie, bo cuda nie istnieją. "Cud nigdy ci się nie przydarzy, jeśli w niego nie wierzysz" - powtarzała od zawsze moja babcia, a później moja mama, ale co z tej wiary, jeśli i tak nie dostaniemy tego, czego pragniemy. Dostaniemy coś co zadowoli nas tylko w jednej dziesiątej części, ale czy tego potrzebujemy? Potrzebujemy stuprocentowego upojenia, żeby móc spokojnie zasnąć w nocy z uśmiechem na ustach - tego potrzebujemy.

Po dziesięciu minutach wyszedłem spod prysznica i owinąłem się ręcznikiem wokół pasa. W ustach miałem szczoteczkę do zębów. Uśmiechnięty ruszyłem w stronę sypialni, żeby zobaczyć,czy blondynka wyszła. Wyszła, ale zamiast niej na moim łóżku siedziała Gab, która mówiła coś do podłogi.
- Czemu do cholery rozmawiasz z podłogą?
- A co nie mogę?
- Czemu akurat z nią?
- Bo sufit jest za wysoko.
- Co się dzieje?
- A czemu miałoby się coś dziać?
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Opowiadaj.
- Nie potrafię zapomnieć, Harry.


~*~
- Wesołe miasteczko!!! - usłyszałam krzyk Zayna nad uchem. Niby mają po 25 lat, a zachowują się jak dzieci, które po raz pierwszy zobaczyły kolejkę górską. Liam spojrzał się na mnie i mruknął:
- To mi przypomina twoje osiemnaste urodziny. -ruszył w stronę Zayna, który już ustawił się do kolejki po bilet wstępu. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie moich urodzin. Choć nie były zbyt urokliwe to bardzo miło je wspominam.
     Zdjęcie Aline i Louisa z Paryża leży w szufladzie mojego biurka i blaknie z dnia na dzień coraz bardziej.

     Brakuje mi jego dotyku.
     Brakuje mi jego oczu.
     Brakuje mi jego głosu.
     Brakuje mi go...

- Katie! - usłyszałam głos i już po chwili ktoś ciągnął mnie w stronę wejścia do parku rozrywki. Tym ktosiem okazał się Zayn, który napalił się na karuzelę, na którą koniecznie chciał wsiąść ze mną. Nie paliłam się na pomysł jeżdżenia na karuzeli razem ze zgrają bachorów, które cały czas krzyczały ze strachu. Wsiadłam do dzbanuszka (taa, jeździliśmy w jakichś cholernych dzbanuszkach i kubeczkach) tylko po to, żeby zrobić przyjemność Zaynowi. Po pięciu minutach dzbanuszki najwyraźniej znudziły się mojemu przyjacielowi, bo ruszył w pogoń za zdobyciem żetonu na samochodziki. Ten chłopak chyba nigdy nie zachowuje się poważnie.
Usiadłam na ławce  z Liamem i obserwowaliśmy jak Zayn potrąca samochodzikiem małe dzieci, śmiejąc się przy tym jak szaleniec. Ja współczuje jego dzieciom z całego serca.
- Jak tam ci się układa z Dominicą? - spytałam i Liam od razu się rozpromienił.
- Cudownie! - uśmiech na jego twarzy rozświetlał cały świat, tak jak Louisa...
- Myślisz o nim, prawda? - spojrzałam w oczy Liama i delikatnie się uśmiechnęłam. Liam odwrócił mnie w swoją stronę i objął moją twarz w dłonie.
- On cię kocha, Kat.- powiedział, patrząc mi się prosto w oczy. W normalnych okolicznościach pewnie bym się zawstydziła i odbiegła od tak przystojnego mężczyzny, żeby tylko nie widział moich rumieńców, ale przy Liamie czułam się swobodnie.
- Wiem, ale go przy mnie nie ma i nigdy już nie będzie.
- Nie mówię o Louisie. Mówię o Niallu. - po moich policzkach pociekły pojedyncze łzy, które Liam starł kciukami. Uśmiechnęłam się delikatnie, a Liam mówił dalej:
- A wiesz skąd to wiem?
- To zdanie nie miało sensu.
- Nie ważny jest teraz sens, Kat. On cię kocha, a ty powinnaś coś z tym zrobić. Nie możesz przez całe życie siedzieć na kanapie z kubkiem herbaty i oglądać zdjęcia Louisa, bo on już nie wróci. Rozumiesz? Nie wróci choćbyś przez całe życie o to błagała Boga. Nie ma go już w świecie żywych.
- To nie znaczy, ze w moim sercu on zginął. On nadal tam jest, Li. A ja nie potrafię się go stamtąd pozbyć.
- I nikt ci nie każe, ale odsuń go trochę na bok, Kat. Zrób miejsce na teraźniejszość i wpuść do niej Nialla.
- Dziękuję, Liam. - powiedziałam i mocno przytuliłam chłopaka.
- HEJ! - usłyszałam oburzony głos Zayna. Odwróciliśmy się w jego stronę, a on krzyknął:
- Ja tez chcę. - i rzucił się w środek między mnie, a Liama.


~*~
-Czemu do jasnej cholery do niego nie zadzwonisz?! On musi poznać prawdę! - krzyczał Bob, wyrzucając swoje ciuchy z szafy. Miał dość. Był rozbity od środka. Jego żona dostała psychozy na punkcie Leo. Nie potrafiła mówić o niczym innym, tylko jakby wyglądało jego życie, jakby wyglądało ich życie i czy byliby szczęśliwą rodziną. Bob nie mógł tego wytrzymać. On jakoś przetrwał śmierć swojego drugiego syna i Veronica powinna zrobić dokładnie to samo - po prostu się pogodzić. Leo już nie wróci i oboje dobrze o tym wiedzą, ale tylko jedno z nich zdołało się z tym pogodzić. Veronica wstawała z łóżka tylko dlatego, ze Bob ją do tego zmuszał, ale kiedy dzisiejszego poranka po prostu leżała w łóżku i wpatrywała się w sufit, trzymając w ręce zdjęcie małego Leo, Bob wybuchnął. Nakrzyczał na Veronicę, ze nie poznaje swojej żony. Zamiast tej Veroniki, którą poślubił 28 lat temu ma przed sobą kobietę, która całymi dniami potrafi się tylko nad sobą użalać.
Teraz, kiedy wybuch złości Bob'a minął, Ver błaga go, aby jej nie opuszczał. 

- Ver, to nie tak, ze chcę, ale ty musisz pobyć sama. Musisz zobaczyć jak ja się czułem w ciągu ostatnich kilku dni. Wrócę za tydzień i spróbujemy wszystko naprawić.
- Nic nie będzie za tydzień! Jeśli teraz wyjedziesz, możesz już nie wracać! - Bob kiwnął głowa na znak zrozumienia, zamknął walizkę i wyszedł.
- Gdzie pójdziesz?! - usłyszał krzyk Veroniki, ale nie odwrócił się. Nie chciał być słaby, nie mógł być słaby. gdyby się odwrócił, pewnie by do niej pobiegł. Zrobiłoby mu się żal i nie pojechałby tam, gdzie jego obowiązkiem jest być. Po prostu być i wspierać kogoś, kogo nie widział od kilku lat... 
Wsiadł do taksówki i powiedział do kierowcy:
- Na lotnisko, proszę.



_________________________________
Jest i nowy rozdział. Mam nadzieję, ze pod tym znajdzie się trochę więcej komentarzy niż... 3! :3

onedirection.pl ---> prawa strona ----> sonda ---> directionstory-second-life.blogspot.com

Dziękuję *: !
btw. nie wiem do kiedy trwa głosowanie :3

czwartek, 7 czerwca 2012

Trzydzieści sześć.

      Jeżeli możecie, macie czas i możliwości wejdźcie na onedirection.pl i zagłosujcie w sondzie na mojego bloga! Bardzo mi zależy na każdym glosie. Dla was to jest kilka sekund,a dla mnie znaczy bardzo wiele. Sonda znajduje się po prawej stronie, praktycznie na samym dole *: Z góry dziękuje za każdy głos!

 _______________________________

      Wpatrywałem się w Harry'ego, który niecierpliwie chodził po kuchni. W jednej chwili był przy lodówce, a kilka sekund później mój wzrok podążył w stronę holu, w którym Harry zakładał swoje vansy.
- Gdzie idziesz? - spytałem i podszedłem do niego, przyglądając się jego dłoniom, które zgrabnie wiązały sznurówki. Założył bluzę i wyszedł z domu, nie odpowiadając na moje pytanie. Podszedłem do okna i zauważyłem, ze Harry kieruje się w stronę centrum, na pieszo.
       Zastanawiało mnie, gdzie podział się dawny Harry, który gdy miał problem po prostu z tobą rozmawiał, a nie wychodził, żeby się napić. Prosił o radę, zastanawiał się nad sensem życia, męczyły go dziecinne pytania typu: ''dlaczego niebo jest niebieskie", albo "dlaczego piekarnik nazywa się piekarnik, a nie toster". Tęskniłem za tym dziecinnym i zwariowanym nastolatkiem, który z chęcią wszystkim pomagał. Teraz miałem przed sobą dojrzałego, choć trochę niezrównoważonego mężczyznę, który nie potrafił pozbierać się po stracie dziewczyny, choć to zazwyczaj on zrywał, a nie zostawał porzucany - tak naprawdę, była to dla niego nowość, choć niezbyt miła.
     Jest niedziela po południu, a ja siedzę SAM w domu i wpatruje się w obraz psów grających w pokera. Kto to w ogóle tu powiesił? Przecież psy nie potrafią grać w pokera, a tym bardziej siedzieć na krzesłach tylko na dwóch łapach. Wpatrywałem się w ten obraz jeszcze z dobre pół godziny, sam nie wiem dlaczego to robiłem skoro wcale mi się ten obraz nie podobał. Wstałem z kanapy i ruszyłem do kuchni, żeby coś przegryźć zanim wróci cała zgraja bachorów. Nie pamiętam, żebym był w ciąży, a jednak cały czas słyszę: ''Niall zrób mi kanapkę.", "Niall nie mam co ubrać.". Szału można dostać od tego wszystkiego. Nagle zawibrował mi telefon. Wysunąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na ekran: 1 wiadomość Olivia.
"Przepraszam, że tak wyszło. Już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Żegnaj!"
Nie wiedziałem co się dzieje, ani dlaczego Liv się ze mną żegna, a kiedy do niej zadzwoniłem nie odbierała. Próbowałem dodzwonić się do niej jeszcze kilka razy, ale bez skutku. Za każdym razem włączała się automatyczna sekretarka, która dobijała mnie swoim głosem. Tak długo dzwoniłem, aż zapamiętałem całą tą formułkę. Przepraszamy, wybrany abonament jest tymczasowo niedostępny. Prosimy spróbować później.  Bla, bla, bla. Chcę spróbować teraz i żadna sekretarka nie będzie mi mówiła, co mam robić. Zadzwoniłem do matki Liv, żeby zapytać się, czy ona może u nich jest, ale usłyszałem tylko, ze Liv powinna być już dawno w domu i nie odbiera telefonu. Rozłączyłem się i spróbowałem ponownie zadzwonić do Olivii, ale i tym razem odezwała się automatyczna sekretarka. Napisałem kilka wiadomości do niej, ale na żadną nie uzyskałem odpowiedzi. Zadzwoniłem do matki Liv jeszcze raz, żeby spytać czy przypadkiem dotarła do domu.
- Ona ma schizofrenię, Niall. A jeśli sobie coś zrobiła!? Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nigdy, rozumiesz?!
Zamknąłem klapkę telefonu i wpatrywałem się w niego przez jeszcze dobrą minutę. Włączyłem laptopa Katie i wpisałem w wyszukiwarkę schizofrenia. Przeczytałem kilka artykułów znanych lekarzy na temat tej choroby i przeraziłem się. Jeśli Liv ma schizofrenię to naprawdę mogła sobie coś zrobić. Z nadzieją ponownie wybrałem numer Liv i tym razem odebrała, ale jedyne co usłyszałem to trąbienie aut, krzyki i cichy głos Liv:
- Przepraszam cię, Niall. Ja już tak dłużej nie mogę. Kończę z tym wszystkim raz na zawsze.
- Nie! - krzyknąłem. -Poczekaj. - nie usłyszałem nic, tylko nierównomierny oddech. Zacząłem mówić, spokojnie i cicho:
- Liv, posłuchaj. Nie możesz tego zrobić. Zaraz do ciebie przyjadę, tylko powiedz mi gdzie jesteś.
- Civic Center.
- Już jadę. - powiedziałem i ruszyłem w stronę wyjścia, mając cały czas telefon przy uchu. Wspominałem dawne czasy i opowiadałem jej o jakichś miłych rzeczach. Próbowałem odwrócić jej uwagę od skoku, bo prawdopodobnie to postanowiła zrobić. Pół godziny później byłem już w Civic Center, spytałem się Olivii, gdzie dokładnie jest. Stałem niedaleko Katedry naszej Pani od Aniołów (Cathedral od Our Lady of The Angels).
- Stoję na dachu Katedry. - spojrzałem się w tamtą stronę i przeraziłem się, kiedy zobaczyłem Olivię na dachu. Szybko wybiegłem z auta Harry'ego i ruszyłem w tamtą stronę. Powiedziałem strażakom, że ją  stamtąd ściągnę i wpuścili mnie. Tłum był oddzielony od Katedry długim sznurkiem, którego pilnowali strażacy i policjanci. Katedra nie była wysoka, ale jeśli Liv by skoczyła, z pewnością nie przeżyłaby tego. Pobiegłem schodami na górę i po drabince wszedłem na dach. Olivia stała na krawędzi i mamrotała sobie coś pod nosem. Podszedłem do niej powoli i cho, tak aby jej nie przestraszyć, powiedziałem:
- Cześć, Liv. - po chwili uznałem, że to głupie. Jak mogę się z nią witać w tej sytuacji? Olivia odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się, jednak nadal się odeszła od krawędzi.
- Podejdziesz się przywitać? - Olivia spojrzała się na mnie tym razem bez uśmiechu i wymruczała tylko:
- Wiedziałam. Nie przyszedłeś się pożegnać, ani nic z tych rzeczy, prawda?
- Nie. - postanowiłem być szczery. - Dlaczego chcesz to zrobić?
Liv stała na krawędzi i patrzyła się w dół. Tłum oszalał, kiedy trochę bardziej się przechyliła. Mi także na moment stanęło serce. Wpatrywałem się w jej plecy i w duszy modliłem się o to, aby zrezygnowała ze swojego pomysłu. Zeszła tutaj do mnie i żebym mógł ją spokojnie zawieźć do domu.
- Za duży bagaż z przeszłości.
- Liv, bagaż zawsze można opróżnić. Nie musisz go nosić przez wieczność. Wyobraź sobie, ze wspomnienia to zwykła walizka, zawsze możesz z niej coś wyciągną. Zapomnieć o tym i zostawić na biurku w pokoju.
- Tak, ale nadal będziesz o tym pamiętał, bo będziesz myślał, czy przypadkiem nie postąpiłeś źle.
- Jednocześnie możesz o tym myśleć, ale możesz postanowić, że to nie jest potrzebne i zrezygnować z tego. Zapomnieć, Liv.
- Nie da się, Niall! - krzyknęła rozwścieczona Olivia i lekko się przechyliła. Wydałem cichy okrzyk, ale nadal do niej nie podszedłem. Kiedy spróbowałbym, ona pewnie by zagroziła, ze skoczy, a tego na pewno nie chcieliśmy, a przynajmniej ja nie chciałem. 
- Wszystko się da, Liv, jeśli tylko uwierzysz.
- Wierzyłam w twoją miłość i co mi z tego? Gówno, Niall. Zostałam zraniona i zostawiona na pastwę okrutnego losu. Tyle dla ciebie zrobiłam. Pomogłam ci pożegnać przeszłość, przywitać przyszłość,  ty czym mi się odwdzięczyłeś?! Zostawiłeś mnie, Niall. Zostawiłeś. Samą ze sobą, ze swoimi problemami. nie interesowało cię to, jak ja się czuję. Interesował cię tylko interes Katheriny. Ja byłam tylko zwykłym wspomnieniem, rozmazanym przez obraz tej dziewczyny, która zajęła moje miejsce.
- Nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca, Liv. Zawsze będziesz w moim sercu, niezależnie od tego, co zrobiłaś. - kłamałem jak z nut, ale tylko to teraz mogłem zrobić. Chciałem uratować ją od czegoś, co nie powinno spotykać młodych osób. Oczywiście jest to kolej rzeczy. Żyjemy, umieramy. Tak to już jest w naturze, ale Liv? Ona ma przed sobą jeszcze tyle życia...
- Naprawdę? - spytała, a ja się przez chwilę zawahałem i to był mój błąd. - Kłamiesz! - powiedziała i lekko ruszyła się w przód.
- OLIVIAAA! - krzyknąłem za nią, ale nie zdążyłem jej złapać. Jej żywot się skończył. Klęknąłem dalej krawędzi i pomodliłem się za nią. Tylko to mogłem teraz zrobić.


***
- Whisky z colą. - powiedziałem po raz któryś do barmana, który najwyraźniej miał mnie już dość. Działałem mu na nerwy i było to widać z odległości stu metrów. Z pewnością nienawidził klientów, którzy przychodzili się do niego wyżalić i upić do nieprzytomności. Szkoda, ze ja byłem jednym z nich. Siedziałem w barze od godziny i zdążyłem już wypić dziesięć albo dwadzieścia kieliszków whisky. Zdecydowanie za dużo, ale nie  poczułem się lepiej, wiec piłem dalej. Po chwili dołączyła się do mnie wysoka blondynka o nieziemskiej urodzie. Spojrzała się na mnie - także była lekko przypita. 
- Godzina 17, a my już nie czujemy gruntu pod nogami. - powiedziała i usiadła obok mnie przy barze. Barman najwyraźniej był juz u kresu wytrzymałości, bo wystawił nam całą butelkę whisky i odszedł. I dobrze - pomyślałem i wypiłem z gwinta kilka łyków. 
- Mów za siebie. Ja czuję się całkiem dobrze.
- Jestem Jenny,  a ty? - powiedziała blondynka, która lekko zataczała się na krzesełku.
- Twoje marzenie. - odpowiedziałem i zwróciłem się w stronę toalet. Chciało mi się siku - to było jedyne pewne stwierdzenie w moim życiu. Byłem w toalecie sam, więc mogłem do woli rozglądać się dookoła. W towarzystwie było to zabronione. Wzięliby mnie albo za jakiegoś fetyszystę, albo geja. Po chwili usłyszałem jak drzwi się otwierają, a w drzwiach stanęła Jenny. Teraz dopiero mogłem zobaczyć ją w całej okazałości - była piękna i pewnie, gdyby skoczyła z poziomu swojego EGO na poziom swojego IQ, zabiłaby się. Można to było łatwo stwierdzić, ale chciałem zabawy, a ona rzeczywiście wyglądała jak maszyna do seksu. Podeszła do mnie i mocno przylgnęła do mnie, delikatnie jeżdżąc kciukiem w górę i w dół po moim torsie. Perspektywa uprawianiu seksu w łazience niezbyt mi się podobała, więc spytałem ją, czy nie wygodniej będzie w moim domu, tzn. w domu Nialla, w którym i tak pewnie nikogo nie będzie. Zaciągnąłem ją za rękę do jej auta, w którym ledwo co się powstrzymywała od rzucenia się na mnie. Dotykała mnie po udzie, delikatnie przybliżając się do wewnętrznej strony. Dużo wypiłem, ale na chłopski rozum brać, nie byłem pijany, a przynajmniej tak sądziłem. Mimo tego, ze mogłem mieć kilka promili alkoholu we krwi, bezpiecznie dojechaliśmy do domu. Zaprowadziłem ją do domu i nawet nie zdążyłem zdjąć butów, Jenny już leżała przy mnie i nachalnie mnie całowała. Nie chciałem się sprzeciwiać, choć niezbyt podobał mi się perspektywa jej języka w mojej buzi. Wpychała go tak głęboko, ze czasami myślałem, ze zwymiotuję pod jej nogi. Postanowiłem przejąć kontrolę. Rzuciłem ją na łóżko i namiętnie całowałem po całym ciele. Jej mowa ciała mówiła, ze chce tego bardziej niż każda moja cząsteczka ciała. Żałowałem, ze na jej miejscu nie może być ktoś inny... Ale jak już się bawić to niezależnie od osoby...


____________________
Pam, pam, pam, pam. Macie szalonego Harry'ego i wysoką blondynkę - Jenny :3
 Padło pytanie jak zgłosiłam się do konkursu na onedirection.pl, (głosujcie! haha). Otóż nie zgłaszałam się, Skyler poinformowała mnie w komentarzu, ze mój blog został nominowany. nie mam pojęcia jakim cudem został on zauważony ani nic z tych rzeczy, ale bardzo mi miło z tego powodu! :3



A jeśli już pisać to pełna parą. Jeśli lubicie muzykę to wchodźcie na https://www.facebook.com/suchypl  i polubcie stronę mojego dobrego znajomego(pozdrawiam haha). Potrzeba mu mocnego kopniaka w tyłek i motywacji, żeby zaczął tworzyć! A tak w ogóle to obiecał mi mash up, a ja bardzo go chcę! haha, Polubcie, a sprawicie mu ogromną radość! :3

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Trzydzieści pięć.

- Kocham go. - usłyszałem jej ciepły głos nad uchem, chociaż wiedziałem, że zanim się położyłem byłem w pokoju sam. 
- Wiem. - powiedziałem i odwróciłem się w jej stronę. Uśmiechnąłem się do niej i dotknąłem jej policzków, które były czerwone i rozgrzane.  Objąłem ją w pasie i delikatnie się do niej przybliżyłem. Patrzyłem jej w oczy i przybliżyłem swoją twarz do tej dziecięcej twarzyczki i łagodnie musnąłem jej wargi swoimi. Odsunąłem się od niej i położyłem na drugi bok. Z moich oczu płynęły pojedyncze łezki, które próbowałem tamować, lecz po chwilowej walce, pozwoliłem im spływać na poduszkę, na której robiła się coraz większa plamka. Poczułem, ze Gabriella wstaje z łóżka i otwiera drzwi. Zanim wyszła, usłyszałem jeszcze:
- Jedno słowo... i byłabym twoja. Jedno słowo. - przymknąłem oczy i zasnąłem.

- Harry, do jasnej cholery, obudź się! - usłyszałem krzyk Nialla nad swoim uchem i zmroziłem go wzrokiem. Nie lubiłem gdy ktoś mi przeszkadza, gdy nad czymś myślę, a Niall zaczyna sobie grabić.
-Nie chcę. - powiedziałem i przykryłem się kocem po same uszy.
- Gabriella czeka na ciebie. - gdy tylko to usłyszałem wyskoczyłem z łóżka, o mały włos, nie zabijając się o koc, który zaplątał mi się między nogami.
- Wiedziałem. - szepnął Niall, ale na tyle głośno, żebym usłyszał, co powiedział.
- Co wiedziałeś? - spytałem tępo, a Niall spojrzał się w moje oczy i uśmiechnął. Oho! Szykuje się dłuższa pogawędka.
- Ty już dobrze wiesz co. Przyuważ tylko, że jak powiedziałem, ze Gabriella czeka wyleciałeś z łóżka, jakbyś przed czymś uciekał.
- Nieprawda! - powiedziałem oburzony i wyszedłem do kuchni, w której nikogo nie było. Kilka starych krzeseł, podrapany stół... Normalna kuchnia.
- Harry, proszę powiedz mi po co tu przyjechałeś? - spytał się mnie Niall i usiadł na jednym z krzeseł. Liczyłem panele w jadalni i myślałem o tym, co mu powiedzieć.
- Żeby zapomnieć o Roxane...
- I?
- Dowiedziałem się, że Gab mieszka tutaj z Katie, nie wiedziałem, że jest jeszcze z Cristianem. Myślałem, ze ona będzie dobrą odskocznią od tych wszystkich przykrości i wspomnień, ale wtedy przypomniałem sobie po kolei wszystkie spędzone razem chwile i...Ja nie mogę, Niall.




Wróciła do domu cała przemoknięta po burzy i przebrała się w suche rzeczy. Usiadła na krześle i patrzyła się na niego tymi swoimi niebieskimi oczami przez kolejne minuty. On przepraszał za wszystko, nie chciał jej przecież zranić. Z jej oczu płynęły kolejne łzy, których nie starała się już ukrywać. Nie bała się tego, ze zostanie skrytykowana albo obrażona, nie bała się już niczego. Żałowała, że nie ma przy niej nikogo, kto wywaliłby go z jej mieszkania. Nie chciała go teraz widzieć. Nie chciała widzieć nikogo, a jednak potrzebowała miłości. Była żałosna - wiedziała o tym. Nie przejmowała się tym jednak, bo wiedziała, że tego nie zmieni. Zawsze będzie kochającą na przekór dziewczyną, która udaje niezależną i twardą, a tak naprawdę zawsze będzie delikatną i wrażliwą nastolatką, która gdy widzi oczy swojego ukochanego mięknie. Gdy wyobraża sobie, ze już nigdy nie zobaczy jego oczu zaczyna płakać, a gdy on pojawia się... Plącze jej się język i zapomina znaczenia słów, które z ledwością wypowiada. Jest ślepo zakochana, nie potrzebuje od niego żadnych dowodów miłości wystarczy, że jest. Szkoda, że stoi przed nią nie ten właściwy. nie ten, który by chciała, żeby stał. Równie dobrze mogłaby teraz odejść i nigdy nie wrócić. Iść do tego prawdziwego ukochanego, choć on jej nie chce. Stać pod jego drzwiami i błagać o szanse dla nich. Bo ona wierzyła, ale jej wiara nie starczyła. Traciła po kolei jego miłość, teraz kogoś kto ją kochał, rodzinę, przyjaciół, wszystko co było dla niej ważne. otarła policzki z łez i powiedziała smutnym głosem:
- Nie wiem czym sobie zasłużyłam na zdradę. Naprawdę nie chciałam cię skrzywdzić ani zaniedbać, ale żeby wybaczyć takie coś trzeba czegoś więcej niż tylko zwykłe 'przepraszam'.
Postanowił, ze w trzecią rocznicę śmierci jej kuzyna oświadczy się jej jako dowód miłości. 




- Kup ten sweterek. - mruknął Zayn, pokazując mi jeden z tych jaskrawych różowych sweterków, które uprzednio ominęłam szerokim łukiem. nigdy nie widziałam siebie w takim kolorze i nie mam ochoty. Różowy kolor nie był zdecydowanie dla mnie. Prędzej podarowałabym go w prezencie Gab, która aktualnie przymierzała jakieś ciemnobrązowe buty na koturnie. Odwróciłam się tyłem do niej i spytałam się Liama, dlaczego Gab jest sama, odpowiedź była krótka i bardzo dużo mi dała:
- Nie wiem.
- Dobra pomoc, Liam. - chłopak uśmiechnął się do mnie i wyjął z kupki bluzek jakąś z napisem:
I HATE PEOPLE. Pokazałam kciuk do góry, a Liam rzucił we mnie tą bluzką. Poszłam do kasy i zapłaciłam za nią, po czym ruszyłam w stronę Gabrielli, która zaczęła nerwowo ocierać policzki z łez, kiedy tylko mnie zobaczyła.
- Co się dzieje? - spytałam, a ona tylko rzuciła butami o podłogę i krzyknęła, żeby wszyscy się od niej odczepili. Cristian wybiegł za nią ze sklepu, a ja tępo stałam na środku sklepu z jedną torebką w ręku.
- Świetnie. - mruknęłam i wyszłam ze sklepu. Za mną wybiegli Zayn i Liam, którzy nie wiedzieli co się dzieje, a nie chcieli się zgubić w LA. Skierowałam się w stronę innego sklepu i ponownie zanurkowałam w szereg wieszaków i półek. Dobrze mieć odstresowanie w zakupach. Przynajmniej będę miała co nosić i umrę w ładnych ciuchach. W poniedziałek do pracy, a więc trzeba kupić jakieś  koszule i spódnice, których jakoś dziwnie nie ma w mojej szafie. Za to mam pełno szpilek i butów na koturnach, więc przynajmniej tą część garderoby mam za sobą. Ruszyłam w stronę koszul i już po chwili szedł za mną Liam, który niósł kilkanaście koszul, a obok niego maszerował Zayn, który nosił spódnice. Spojrzałam jeszcze raz na chłopaków i na ubrania, które nieśli i połowę odłożyłam. bez przymierzania ubrań, poszłam w stronę kasy i zapłaciłam. Uśmiechnęłam się do chłopaków i wspólnie ruszyliśmy w stronę parku, który znajdował się niedaleko.

______________________________________________________
Hejoł *:
Macie rozdział, bo mam do was wielką, wielką prośbę! :3 Zostałam nominowana na bloga miesiąca CZERWIEC i bardzo mi zależy, więc jesli możecie i macie ochotę sprawić mi przyjemność to wchodźcie na www.onedirection.pl  i głosujcie na mojego bloga w sondzie, która znajduje się po prawej stronie, prawie na samym dole (: Z góry dziękuję za wszystkie głosy, są dla mnie bardzo ważne *: !

sobota, 2 czerwca 2012

Trzydzieści cztery.

Po dziesięciu minutach dojechaliśmy pod dom Gab i Katie. Nie mogłem się doczekać, aż po tylu latach znowu zobaczę Gabriellę.Byłem ciekaw, czy jej twarz wciąż była tak niewinna jak za dawnych czasów. Czy jej długie włosy wciąż niesfornie opadały na jej niebieskie oczy, doprowadzając ją tym do szaleństwa. Czy wciąż jej uśmiech sięgał od ucha do ucha, rozpromieniając tym samym ludzi w okręgu najbliższych 10 kilometrów.
- Harry! Słyszysz mnie? - w końcu przez moje myśli przedarł się głos Nialla. Podniosłem wzrok i wbiłem go w jego twarz, która była zdecydowanie zbyt blisko mojej.
- Dziwne by było, gdybym cię nie słyszał z takiej odległości. 
- No to dobrze. Mówiłem, żebyś się zachowywał. - spojrzałem się na niego i pokazałem język. Nie lubiłem, kiedy mnie nauczali i wygłaszali kazania, więc ignorowałem ich. Nie miałem pojęcia jak zachować się kiedy zobaczę ją po takim okresie czasu. Nie, stop. Jak zachowam się ja, czy moje serce? Harry, o czym Ty myślisz?! Skarciłem się w myślach i szybko wbiegłem po małych schodkach i zapukałem do drzwi. Po chwili uchyliły się i wychyliła się z nich Gabriella, ze swoim firmowym uśmiechem, który wbrew moim obawom ani trochę się nie zmienił. Przeszła przez próg i nawet nie spoglądając się na resztę chłopaków, mocno się do mnie przytuliła. Jest piękna, przemknęło mi przez głowę, żeby po chwili dopowiedzieć nieosiągalna. Uśmiechnąłem się do niej i uważniej się jej przyjrzałem. Długie do pasa, blond włosy, niebieskie oczy, długie nogi i zgrabne ciało - zupełne przeciwieństwo osiemnastoletniej Gabrielli, której obraz co chwilę pojawiał się w mojej głowie. Gabriella puściła mnie i uchyliła drzwi jednoznacznie oznajmiając mi (i reszcie), żebym wszedł. Przywitałem się z Cristianem i Katie i usiadłem przy stole, na którym było pełno pyszności. Za mną weszli wyściskani już Niall, Liam i Zayn i zajęli miejsca obok mnie. Popatrzyłem się na Gabriellę, która mocno przyciskała do siebie Cristiana - uśmiechała się. Dobrze jej z nim było i to chyba bolało. Spojrzałem się na Kat, która uważnie mi się przyglądała, uśmiechnąłem się do niej i puściłem oczko, co chyba nie spodobało się Horanowi, bo od razu pojawił się przy niej, mocno ją do siebie przytulając. Usiedliśmy wszyscy do stołu i zaczęła się rozmowa, a raczej przekrzykiwanie siebie nawzajem. Ze wszystkich stron słyszałem tylko: 'jak dzieci?' , ' jak się czuje Natalie?', ' gdzie się podziały twoje włosy?!'. Miałem dość. Nie rajcowała mnie ta cała gadka szmatka o byle gównie. Jej dotyk... Otrzepałem głowę z tej myśli i skupiłem się na jedzeniu, którego na stole zostawało coraz mniej. Spojrzałem na Gab - przyglądała mi się. Zaczerwieniłem się, choć próbowałem do tego nie dopuścić.

- Kochasz Roxane? - usłyszałem nad uchem ciepły głos Gab. Nie wiedziałem co powiedzieć. Nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji, żeby rozważać kogo się kocha, a kogo nie, ale wiedziałem jedno. ona była szczęśliwa ze swoim chłopakiem i nie mogłem tego zepsuć, nawet jeśli bardzo tego pragnąłem.
- Tak. - odpowiedziałem pewnie i popatrzyłem za okno. Po szybie spływało po kolei kilkanaście kropel deszczu. Krople płynęły szybko, jakby ścigały się o to, kto pierwszy dopłynie do końca okna. Jakby to było ważne. Każdy i tak dojdzie do swojego kresu i nieważne będzie, czy zrobił to jako pierwszy czy ostatni. 
- Dobrze. - ponowny dziewczęcy głos. Tym razem twardszy i ostrzejszy. Po chwili usłyszałem głośny trzask drzwiami  i rozległa się przeraźliwa cisza, która przenikała przez moje ciało, powodując dreszcze. Za oknem nadal padało. Przykryłem się kołdrą po same uszy i liczyłem uderzenia kropel o parapet, próbując zapomnieć o całej tej zaistniałej przed chwilą sytuacji. 


- Czy ty, do jasnej cholery, mnie słuchasz, Harry?! - głos Gabrielli  dochodzący z bardzo daleka - a przynajmniej tak mi się wydaje. Spojrzałem na Cristiana, który swoimi czekoladowymi oczyma świdrował mnie, a ja pragnąłem tylko wyć z bólu. Spojrzałem za siebie - Gabriella patrzyła się na mnie, w ręce trzymając czajnik z parującą wodą.
- Czego dusza pragnie? - spytałem się z tym mym beztroskim uśmiechem. Gabriella się zarumieniła, lecz po chwili twardo powiedziała:
- Kawa czy herbata?
- Kawa. -powiedziałem, a w myślach pojawiło się najlepiej z wódką. Pomyślałem, choć równie dobrze mogłem to powiedzieć na głos. pewnie wszyscy wzięliby to za żart i zaczęli się śmiać - zawsze tak robią. Chce być człowiek przez chwilę poważny, to go wyśmieją. I zachowaj tu realne myślenie - no, nie dasz rady.
    Po chwili przede mną wylądowała filiżanka z kawą, z której leciała jeszcze para. Wiedziałem, ze jeśli teraz się napiję to się poparzę, a jednak to zrobiłem. Zawsze to robię, mimo, ze wiem jaki będzie tego skutek. Poczułem krótki dotyk Gabrielli na swoim ramieniu. Niechcący przejechała palcami po barku.

Sam na sam - to nie jest bezpieczne, to może się źle skończyć. Uciekaj! - po mojej głowie krążyło miliony ostrzeżeń, a ja jak zwykle na przekór robiłem to, co zawsze. Próbowałem wszystko psuć - rutyna. Gabriella przysunęła się do mnie z krzesłem. Spojrzałem w jej błękitne oczy i od razu w nich utonąłem. 'Roxane' -w głowie słyszałem tylko jej imię jako znak ostrzegawczy i tym razem go zignorowałem. Poczułem rękę Gab na swoim udzie. Robiła małe kółeczka kciukiem przesuwając dłoń w stronę wewnętrznej części mojego uda. Odsunąłem się gwałtownie od niej, bo wiedziałem, ze w każdej chwili może ktoś przyjść.

- Harry? Co się z tobą dzisiaj dzieje?! - usłyszałem głos Nialla nad uchem. Czy oni wszyscy muszą tak narzekać. Nie mogą po prostu siedzieć i zająć się sobą? To takie trudne? Przecież to żadna sztuka zacząć ignorować kogoś, kto nie jest zbytnio interesujący. Żadna sztuka...

- Harry ja nie mogę cię po prostu tak ignorować! To jest trudne. Moje uczucia... nie są dla ciebie ważne?! 
- Nie.
- A, więc chcesz, żebym odeszła?
- Tak.
-Dobrze, chociaż raz uda mi się ciebie uszczęśliwić. Wychodzę. - trzask drzwi i cisza, która raniła mnie od środka.


- Zaraz mnie coś trafi, no! Trzepnij go w łeb! - krzyk Gabrielli. Spojrzałem się na nią i nie wiedziałem, co powiedzieć. Wpatrywałem się w nią, próbując coś poczuć, np. nienawiść, ale za bardzo ją kochałem...Tak, kochałem. Jest to dziwne, ale prawdziwe. To uczucie obudziło się we mnie tak nagle, dopóki jej nie widziałem nie czułem nic, nawet o niej nie myślałem, a teraz? Teraz w mojej głowie widzę tylko ją... I nie mogę znieść tego, ze nie jest dla mnie.
- Co znowu chcecie? - spytałem się niechętnie, a oni popatrzyli się na mnie jakbym właśnie spadł z kosmosu i potłukł ich ulubiony wazon.
    Odszedłem od stołu i zwróciłem się ku łazience, żeby obmyć twarz i pobyć trochę samemu.

- Nie, nie potrzebuję rycerza na białym koniu. Ja potrzebuję kogoś, kto da mi szczęście i z kim będę czuła, ze żyję. - powiedziała Gabriella i przysunęła się do mnie. Położyła głowę na mojej piersi i tak trwała, choć było to bardzo niebezpieczne. W każdej chwili mógł ktoś wejść, a ja modliłem się tylko, aby się tak nie stało. Odsunąłem się od niej delikatnie i spojrzałem w jej piękne, błękitne oczy. Gabriella obserwowała mnie, czekając aż zrobię pierwszy krok. Po chwili przysunęła się do mnie i przeniosła wzrok na moje usta. Patrzyłem się na nią i uważnie obserwowałem każdy jej ruch, a kiedy zbliżyła się do mnie, zauważyłem, ze ktoś wchodzi do pokoju.
- No, tu masz tego paprocha. - powiedziałem i ściągnąłem wyimaginowanego paprocha z jej włosów. Gabriella uśmiechnęła się do mnie chytrze i milutko powiedziała:
- Dziękuję. Widzisz Cristian jakiego mam dobrego przyjaciela. - powiedziała nieco sarkastycznie, zwracając się do Crisa, który patrzył się na mnie hmm... ujmę to tak: gdyby jego wzrok potrafił zabijać, już dawno leżałbym poćwiartowany na podłodze. 
- Tak, zdecydowanie bardzo miły. - uśmiechnąłem się i bezpiecznie wycofałem się do holu, jednak zanim zdążyłem wyjść Gabriella delikatnie przejechała palcami po mojej dłoni. Przeszły mnie dreszcze, ale szybko ewakuowałem się do holu, który jak myślę, powinien być bezpiecznym miejscem.

Głośne stukanie do drzwi wybudziło mnie z transu wspomnień. Przez cichy szum słyszałem jakieś krzyki i po chwili znalazłem się na ziemi, a wraz z upadkiem pojawiła się ciemność.

Otworzyłem oczy i pierwsze co poczułem to okropny był u nasady głowy. Spojrzałem przed siebie i ujrzałem zmartwioną twarz Gabrielli. Nie chcę zapominać tej twarzy. Zamknąłem oczy i usłyszałem:
- Jest zmęczony. Zostawmy go. - Gdyby tylko wiedzieli przeszło mi przez głowę. Po chwili dopowiedziałem sobie cicho:
- Nie mogą.




_____________________________________________
Pam, pam, pam. Liv jest z wami! :3  Postaram się teraz dodawać rozdziały co drugi dzień, ze względy na to, ze teraz mało robimy w szkole i dużo dni jest wolnych :-)
Mam także nadzieję, że znajdziecie kilka sekund, żeby napisać komentarz. Wam to nie zajmuje dużo, a ja mam frajdę na kilka dni. Naprawdę :-) Więc, jeśli możecie, to bardzo proszę o komentarze (:





Statystyka.

Obserwatorzy