- Niall!! - głos Katie po chwili przerodził się w histeryczny śmiech, który przeplatał się z żałosnym szlochem. Wbiegłem do pokoju i ujrzałem tarzającą się w kolorowych piórkach Katie. Zaśmiałem się pod nosem i rozejrzałem po pokoju. Obok łóżka leżało wielkie, pomarańczowe pudło z zieloną wstążką, a obok niego o wiele mniejsze różowe pudełko bez wstążki. Spojrzałem na swoją dziewczynę - aktualnie siedziała w nieco dziwacznej pozycji z lekko wystawionym językiem i próbowała przykleić piórka do opaski. Przyglądałem jej się jeszcze dłuższą chwilę i powstrzymując śmiech,spytałem:
- Zapomniałaś kupić prezenty? - Katie spojrzała się na mnie przerażona jakbym wyjawił całemu światu jej największy sekret. Czknęła, co wywołało u niej kolejną salwę śmiechu i już nie mogłem się powstrzymać, zacząłem się śmiać razem z nią.
Rozejrzałem się uważniej po pokoju, tym razem uważniej przyglądając się różnym detalom i w końcu znalazłem to, czego szukałem. Opróżniona do polowy butelka Jacka Danielsa mówiła sama za siebie. Katie od zawsze miała słabą głowę i owszem zdarzało jej się wypić, ale nigdy nie piła w święta. Podszedłem do niej i mocno ją do siebie przytuliłem. Przeniosłem wzrok na kalendarz i zrozumiałem już powód Jacka Danielsa.
- 24 grudnia. - Louis kończyłby dzisiaj 27 lat. Wciąż byłby tym samym wariatem z milionem pomysłów na minutę. Gdyby tu był Katie zapewne nie musiałaby topić swoich smutkow alkoholu. Wystarczyłoby, że pogadałaby z Louisem i już by była najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi z poziomem endorfin większym niż liczba włosów na głowie przeciętnego człowieka z bardzo gęstymi włosami. Horan masz nasrane we łbie. Weź się w garść i ją pociesz pomyślałem i spojrzałem na Katie, mowiąc;
- Przykro mi, kochanie. - tylko na tyle cię stać, Horan? BRAWO! skarciłem się w głowie i ujrzałem łzy w oczach katie, która oczekiwała czegoś więcej niż tylko głupiego przykro mi. kto normalny w takiej sytuacji mówi przykro mi?! Tylko Niall Horan jest zdolny do takiej głupoty, bo tylko Niall Horan nie myśli zanim coś powie.
- Pomożesz mi zrobić pióropusz dla Marka? - spytała potulnym głosem, więc zapomniałem o swojej wpadce i wziąłem od niej pióra i opaskę. Wziąłem jeszcze kilka innych potrzebnych rzeczy i wziąłem się za robienie pióropusza.
- Dziękuję. - powiedziała Katie i polożyła głowę na moich nogach, kiedy ja kończyłem prezent dla Marka.
Nadeszła kolacja wigilijna. Usiedli wszyscy przy stole i rozejrzeli się dookoła. Wszyscy ubrani odświętnie z przyklejonymi sztucznie uśmiechami wpatrywali się w dwa puste miejsca. Postanowili poczekać jeszcze kilka minut, aby pozwolić mu zdążyć na kolację. Czekali na swojego przyjaciela i nie wiedzieli czy przyjdzie. Czekali - byli cierpliwy, ale ich cierpliwość kiedyś się skończy. Nie będą wiecznie czekali, aż on dorośnie. Bo powinien zrobić już to dawno i z własnej woli. Nie mogą
go zmuszać do rzeczy, których nie chce robić. Bo on jest dorosły. Musi być dorosły.Tylko jeden z nich wiedzial, gdzie podział się ich przyjaciel, czy na pewno mogą mu zaufać? Czy człowiek, którego do tej pory postrzegali jako godnego zaufania jest tym dobrym? Czy w ich towarzystwie przebywa kryminalista? Czy wszystkie tajemnice dotyczą grupki przyjaciół mieszkających w Los Angeles? Czy mogą czuć się bezpieczni? Nikt tego nie wie i nikt nie ma pojęcia gdzie zniknąl Denis South. Czekają, choć nie wiedzą czy warto...
- Nie przyjdzie, prawda? - zapytał Angelo po trzydziestominiutowym czekaniu, na naszego przyjaciela. Ostatnio mało z nim rozmawiałem i teraz tego żaluję, bo nie jestem w stanie rozwiać ich wątpliwości i powiedzieć; Denis jest dobrym człowiekiem. Nigdy by nikogo nie skrzywdził. Jest dobry...
- Nie, nie przyjdzie. - powiedziałem cicho i zaśmnialem się cicho pod nosem. Nie wiedziałem z czego, ale czułem, że Denis się w coś wplątał i nie przyjdzie, żeby trzymac nas od tego z daleka, bo chce nas chronić, bo nas wszystkich kocha. jest naszym przyjacielem i my musimy mu zaufać, bo on nas kocha i jest jednym z nas.
- No to siadajmy. - powiedziała nieśmiało Gabriella i usiadła przy stole. Wszyscy pokiwali glowami i podążyli za sladem Gabrielli. Czekala nas Wigilia bez najbliższego przyjaciela...
Kochałem ich, kochałem, ale nie na tyle, żeby im wszystko powiedzieć. Nie mogłem, bo to by wszystkio zniszczyło. Nie odzyskałbym ich zaufania nigdy, a po tym wszystkim chcialbym do nich wrócić, choćby nie wiem co. Bo to są moi przyjaciele i ja ich potrzebuje. Bo przyjaciele to nie tylko zwykłe osoby. O przyjaźń trzeba dbać jak o ogród, bo niezadbane kwiaty więdną tak samo jak niekochane serce. Uczucia niedołężnieją, a serca nie otwierają się na innych tak samo jak kiedyś. Jesli raz zostałeś zraniony blizna na sercu zostanie na zawsze, ale dzięki takim bliznom zdobywamy doświadczenie. Uczymy się na wałsnbych błedach, wyciągamy wnioski. Nie popełniamy więcej tych samych błędów bojąc się o siebie. Blizny na sercu są jak ślady po wojnie. Po wojnie z uczuciami, po wojnie z życiem. Mam 24 lata przeżyłem wojnę... Przeżyję życie... Przeżyję wszystko dla przyjaciól, bo oni poczekają, bo prawdziwi przyjaciele nigdy nie odchodzą.
___________________________________
Napisałam dla was rozdział, bo już jutro wracam do domu i z pewnością jutro ani pojutrze niczego nei dodam. Najbliższego rozdzialu spodziewać możecie się w niedzielę? Może poniedziałek. Nie wiem...
ale pozdrawiam still z Piły :3
xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz