W ciągu tygodnia straciłam całe swoje życie - przyjaciół, pracę, rodzinę. Nie mam nic oprócz dowodu mojej egzystencji. Jestem jak ten robot o którym wszyscy wiedzą, ale nikt nie chce być jego bliskim. Wiem, że się zmieniłam, ale nie potrafię teraz żyć inaczej. Pewnie chcą, żebym się z nimi śmiała, ale ja nie potrafię się już śmiać. Chcą, żeby wróciła ich dawna Katherine, ale ona już nigdy nie wróci, bo jej już nie ma. Jej resztki wyparowały z mojego ciała i zostałam tylko ja - nowa Katherine Graham, która nie potrafi się śmiać i nie jest otwarta na nową miłość. Nowa Katherine z resztą nie potrafi nawet żyć, bo po co ma żyć, skoro nie ma dla kogo?
- Miłość jest do dupy. - mruknęłam cicho pod nosem i spojrzałam się w lustro. Od tygodnia tylko piłam i leżałam na łóżku. Czasami tylko ktoś przynosił mi jedzenie do pokoju, kiedy jeszcze spałam. Nikt ze mną nie rozmawiał i jakoś najzwyczajniej w świecie mi to nie przeszkadzało. Cisza stała się moim przyjacielem, a ludzie moimi wrogami. Nie miałam bliższego kontaktu z prysznicem i szczoteczką do zębów, ale po co mam się myć skoro i tak nikt mnie nie zobaczy, nikt nie będzie ze mną rozmawiał? Po co mam się starać żyć, skoro nikt do mnie nie przychodzi? Wiem, że to wszystko było praktycznie moją winą, ale teoretycznie zamykałam się w sobie od siedmiu lat, a żaden z moich przyjaciół tego nie widział. Stawałam się coraz cichsza i nic nieznacząca, aż kompletnie zniknęłam. Oddycham, ale mnie nie ma. Piję, ale mnie nie ma.
Jest moje ciało, ale moja dusza wyleciała już siedem lat temu, razem z jedyną i prawdziwą miłością mojego życia. Teraz nie widzę sensu w życiu bez miłości. kiedyś modliłam się każdego wieczora o nową miłość, o nowe życie. Dostałam wszystko, czego chciałam, ale nie sądziłam, że tak trudno będzie się odzwyczaić. Bóg rzucił mnie na głęboką wodę. Samą. Pozwolił mi decydować o istotnych momentach mojego życia, ale ja nie byłam przy zdrowych zmysłach. Byłam przy Louisie i wszyscy dokładnie o tym wiedzieli, a jednak pozwalali mi o wszystkim decydować. Nienawidziłam ich za to. To oni zniszczyli doszczętnie moje pozbierane życie. Moje serce wyglądało jak miasto po olbrzymim trzęsieniu ziemi... A odbudowanie miasta nie trwa kilka lat. Budowanie na nowo miasta trwa kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, ale nikt tego nie zrozumie, bo ich serca nie wyglądają jak miasta po okupacji i nie muszą ich odbudować. A ja nie chcę go odbudować, nie sama, ale cóż robić jak nie mam nikogo?
Żyj dalej i próbuj mówiła od zawsze moja matka, ale po co mam próbować, skoro góry jestem skazana na przegraną? Nie mam okazji by walczyć, nie mam o co walczyć. Czy żołnierz idzie samotnie na wojnę? Nie, zawsze ma przy sobie poligon, który jest dla niego wsparciem i pomocą. Nie potrafi żyć bez swojego poligonu. Nie przeżyłby bez swojego poligonu. Ja takowego nie mam, a więc nie przeżyję wojny. Nie chcę brać samotnie udziału w wojnie, nawet jeśli to tylko moja wojna. Samotni nigdy nie wygrywają.
~*~
- Od tygodnia nie wychodzi z domu. Trzeba jej pomóc i to teraz. - powiedział cicho Cristian, jakby ona mogła nas usłyszeć. Wszyscy myślą, że straciłam moją przyjaciółkę, ale ja już się przyzwyczaiłam. Ona odeszła siedem lat temu. Stała się oschła i nieczuła. Ten stwór siedzący samotnie przez tydzień w pokoju to nie moja Katherine Graham, to jest obcy człowiek, który pije cały czas wino i zjada codziennie dwie kanapki. Wykończy się... Sama.
- Ona nie chce naszej pomocy, Cris. - mruknęłam niezadowolona i odwróciłam naleśnik na drugą stronę.
- Ona Cię potrzebuje, Gab. - powiedział twardo i uderzył pięścią w stół. Nie lubiłam kiedy taki się stawał. Nie dość, ze straciłam przyjaciółkę, to jeszcze ONA obraca Cristiana przeciwko mnie.
- Ona mnie nie potrzebuje!! - krzyknęłam i rzuciłam patelnią o kuchenkę. Wyszłam z kuchni, zostawiając go samego i skierowałam się w stronę pokoju Katherine. Otworzyłam delikatnie drzwi i ujrzałam śpiącą Katie. Podeszłam do niej cicho i wyjęłam butelkę z jej rąk. Wrzuciłam ją do worka na śmieci, który leżał koło szafy i zaczęłam zbierać resztę śmieci. Uchyliłam okno i usiadłam obok Katie na łóżku. Odgarnęłam jej włosy z czoła i przyjrzałam się jej twarzy. Była blada i uśmiechała się. Spojrzałam niespokojnie na szafkę nocną i ujrzałam puste opakowanie po tabletkach nasennych. Zawołałam szybko Cristiana, który natychmiast zadzwonił po pogotowie.
- Co jej jest, doktorze? - spytałam cicho, siedząc na szpitalnym korytarzu.
- Zrobiliśmy jej płukanie żołądka. Wyjdzie z tego... - dodał niechętnie lekarz i skierował się w stronę swojego biura. Gdybym nie poszła tam po kłótni z Cristianem. Gdybym nie usiadła obok nie. Gdyby nie było mnie w domu. Gdyby... Ona by nie żyła. Nie było by jej i nie... Straciłabym moją przyjaciółkę...
- Nie możesz tak żyć. - powiedziałam, wchodząc do sali Katie. Spała niespokojnie i ruszała palcami dłoni. Chwyciłam ją za rękę i usiadłam przy jej łóżku.
- Gabriella? - spytała cicho i otworzyła delikatnie oczy. Uśmiechnęłam się nieśmiało i powiedziałam:
- Nie pamiętasz? Obiecałam ci, ze zawsze będę przy tobie. teraz jest to zawsze. - Na twarzy Katie pojawił się nieśmiały uśmiech i wystawiła małego palca. Chwyciłam go swoim i powiedziałyśmy:
- Na zawsze razem. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
~*~
- Jak to próbowała popełnić samobójstwo?! - usłyszałam krzyk Nialla z korytarza. Po chwili zobaczyłam załzawionego blondyna w drzwiach i powiedział:
-Nienawidzę cię za to, ze próbowałaś odebrać swoje życie.
- Sam powiedziałeś,że dla ciebie mogę być już nawet martwa. - powiedziałam z obrzydzeniem i odwróciłam wzrok. Blondyn chwycił mnie za dłoń i powiedział:
- Nigdy cię nie opuszczę. Nigdy. Jesteś miłością mojego życia i gdybym cię stracił... - załkał cicho i spojrzał się na mnie swoimi niebieskimi oczami. Świat zawirował mi przed oczami, a mną wstrząsnął dreszcz wstrzymywanego płaczu - Ja nie przeżyłbym tego. Zabierałaś kawałki mnie od samego początku. Kiedy rezygnowałem z kumpli i szedłem z tobą do parku, zabierałaś kawałek mnie. I gdybyś teraz... Gdyby ci się udało, nie przeżyłbym tego, Katherine. Nie rób tego więcej, dobrze? - spytał Niall i pocałował mnie czule w czoło. Kiwnęłam twierdząco głową i powiedziałam:
- Nie wiem, czy mogę cię teraz kochać. - Niall uśmiechnął się pokrzepiająco i mruknął:
- Ja pokocham nas za dwóch, Kat.
___________________________________________
Dziękuję za 20000 odwiedzin, 38 obserwujących i 8 komentarzy pod poprzednim rozdziałem!
LOVE YOU xx
końcówka awww <3
OdpowiedzUsuńSzybko dodawaj kolejny rozdział .
OdpowiedzUsuńWciągnęło mnie twoje opowiadanie i zazdroszczę Ci tak wielu obserwatorów.
Mam nadzieje że Kat dojdzie do siebie i wszystko będzie dobrze.
http://podoslonacienia.blogspot.com/
boże, ta koncowka byla jedno z najsłodszych rzeczy na swiecie. dlaczego ja nie moge miec takiego Nialla ? :'(
OdpowiedzUsuńAwwwwww, końcówka jest taka słodka < 3 .
OdpowiedzUsuńTeż chcę żeby Niall mi tak powiedział. *___*
rescue-me-from-him.blogspot.com
kurwa, płaczę nad tym i płaczę. Cudowna historia, z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały...
OdpowiedzUsuńPłakałam, często nie płaczę. Wzruszające, zrób trzecią część koniecznie, bo inaczej nie przeżyje. Jestem na etapie uzależnienia się od twojego opowiadania :D Jestem z tobą duchem od pierwszego rozdziału do teraz. Cieszę się że natrafiłam na twój blog. Mam też nadzieję że przeczytasz tą wiadomość :)
Pisz pisz dalej kochana !! : > xxx
OdpowiedzUsuńcudne!
OdpowiedzUsuńWzruszyły mnie słowa Nialla, miałam łzy w oczach. Jest niesamowity! Po mimo tylu porażek, ciągłego odtrącana, nadal z nią jest i wierz,że ona kiedyś go pokocha tak jak Louisa. Brak mi słów!
OdpowiedzUsuńO masakra.. Aż sie poplakalam .. <3
OdpowiedzUsuń