- Co ty zrobiłeś!? – usłyszałem skrzeczący głos Harry’ego.
Odchyliłem głowę od telefonu, żeby nie słuchać tego jego monologu, który zawsze
wykrzykiwał, gdy coś działo się nie po jego myśli. Kiedy usłyszałem ciszę po
drugiej stronie, uznałem, ze Harry już skończył, ale diametralnie się
pomyliłem, bo zrobił tylko przerwę na głęboki wdech i zaczął znowu gadać. Słuchałem
tego ze stoickim spokojem, kiedy zaczął coś majaczyć, że mam natychmiast wracać
do domu, bo on musi ze mną porozmawiać. Wybuchnąłem śmiechem i nie potrafiłem
przestać. Dopiero, kiedy usłyszałem, że Harry grozi wyrzuceniem lodówki,
przestałem. Nie mogłem stracić mojego ukochanego skarbu.
-Pamiętaj o tym, ze to jest moje mieszkanie. – powiedziałem
tylko i po chwili usłyszałem śmiech Harry’ego.
- Jeszcze coś?
- Grabisz sobie, Styles. Oj, grabisz. – powiedziałem, a
odpowiedź usłyszałem natychmiast:
- Co grabię? Przecież nie mamy ogródka. – Harry zaśmiał się
cicho. Miał taki zwyczaj, że śmiał się ze swoich żartów. Kiedy powiedział coś w
tłumie zazwyczaj śmiał się tylko on i.. Lou. Nikt inny po prostu nie rozumiał
jego poczucia humoru. Jakiego poczucia humoru?! On miał po prostu zrytą banię i
chyba mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – uważał to za swój atut.
- Sory, Styles.
Muszę lecieć. Olivia przyjechała. – powiedziałem, wkładając telefon do
kieszeni. Liv zaparkowała auto niedaleko mnie, więc szybko tam podbiegłem.
Kiedy podszedłem do auta, Olivia była już na zewnątrz.
- Co ty sobie wyobrażasz, Olivia?! – krzyknąłem i po chwili
rozniosło się ciche echo.
- Co ja sobie wyobrażam?! Co ty sobie wyobrażasz? Nie
pamiętasz, ze to ja jestem miłością twojego życia? – powiedziała zapłakana Liv
i delikatnie otarła łzy z policzka, które spływały jej za kołnierzyk koszuli,
którą dostała ode mnie na urodziny rok temu. Podszedłem bliżej do Liv i
chwyciłem ją za ramiona.
- Li, rozmawialiśmy już o tym, pamiętasz? – dziewczyna
delikatnie pokiwała głową i rozbeczała się, rzucając się w moje ramiona. Liv
coś mówiła, ale wszystko tłumiło moje ramię, do którego uparcie się przytulała.
Próbowałem ją od siebie odsunąć, ale ona cały czas trzymała mnie w pasie. Usilnie
próbowałem ją delikatnie odepchnąć, a kiedy mi się to udało, ona zobaczyła
jakichś ludzi i zaczęła się głośno wydzierać, żebym zostawił ją w spokoju. Obcy
nam ludzie popatrzyli się na nas krzywo i poszli w stronę wejścia.
- Co ty wyprawiasz?! – Liv wzruszyła ramionami i uśmiechnęła
się do mnie. Popatrzyłem się na nią dziwnie, bo zszokowała mnie jej
natychmiastowa zmiana nastroju. Nigdy się tak nie zachowywała. jeśli już była
zła to przez cały dzień albo i nawet tydzień, nie przez kilka minut.
- Co się z tobą stało? – spytałem, a ona spojrzała w moje
oczy, a na jej buzi pojawił się grymas złości.
- Co się ze mną stało?! Zniszczyłeś mnie. Kawałek po kawałku,
w każdy dzień tygodnia i miesiąca mnie niszczyłeś. Nawet nie zdawałeś sobie z
tego sprawy. Nic nie pozostało po tamtej dziewczynie, którą rzekomo kochałeś.
Ale wiesz co zrobiłam? Odłożyłam na bok sentymenty, przestałam po nocach płakać
i wzięłam się w garść. Zapomniałam kim dotąd byłam i stworzyłam swoje nowe
alter ego, które zniszczy ciebie i tą twoją ‘’ukochaną’’ – mówiąc ostatnie
słowo wyrysowała cudzysłowie w powietrzu. Zachowywała się co najmniej dziwnie i
nie powiem, przerażało mnie to. Chwyciłem ją za ramiona, ale ona mocno się
wyszarpnęła i po chwili poczułem jej dłoń na moim policzku, która wylądowała na
nim mocnym plaśnięciem, po którym rozniosło się echo. Otrząsnąłem się i
spojrzałem w oczy Liv, które były pełne słonego płynu, który wymuszała za
każdym razem, gdy jej coś nie wychodziło.
***
Zostałam obudzona przez Paula i Angelo, którzy weszli do
sali z olbrzymim bukietem storczyków. Paul trzymał w ręce bukiet, a Angelo
podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
Uśmiechnęłam się do niego i podniosłam się lekko do góry. Paul podszedł do mnie
z bukietem i położył na łóżku. Uśmiechnęłam się nieśmiało i powiedziałam, ze
jestem na nie uczulona. Po chwili kwiaty wylądowały na ziemi, a chłopcy deptali
po nich jak opętani. kiedy najwyraźniej stwierdzili, ze bukiet mi już nie
zagraża, stanęli nad nim i boje w tym samym momencie krzyknęli:
- A masz! – zaśmiałam się cicho, a chłopcy wrzucili bukiet
od kosza. Podziękowałam im za ‘uratowanie życia’, a oni mocno się do mnie
przytulili. Polubiłam ich. W ich towarzystwie czułam się tak swobodnie, jakbym
znała ich od dzieciństwa. Nie czułam się ani trochę skrępowana tym, ze mam na
sobie obrzydliwą pidżamę szpitalną, w której widać całe pośladki. Pewnie nawet
by nie zauważyli, jakbym wstała, a z spod piżamy wstawały dwa pośladki.
Zaczęliby się histerycznie śmiać z mojej
nieuwagi i próbować jakoś je zasłonić prze gapiami innych ludzi. Tacy
już byli, mimo, ze poznałam ich wczoraj, czułam się jakbyśmy rozmawiali ze sobą
kilkanaście godzin. Cieszyłam się, że dałam się namówić na to wspólne wyjście.
Zapomniałam już nawet o mojej astmie, którą rzekomo miałam. Wiedziałam, że to
niemożliwe, bo nikt w mojej rodzinie nie choruje, ale badania nie kłamią, a
przynajmniej tak mi powiedziano. Do sali wszedł Mark z nieśmiałym uśmiechem.
Spojrzałam się w jego oczy i zobaczyłam skruchę. Poprosiłam chłopaków, żeby
poszli mi po coś do picia. wybiegli jakby prosiła ich o to Królowa Anglii.
- O co chodzi? – spytałam się go, ale usłyszałam tylko ciszę.
Mark usiadł na taborecie, stojącym przy łóżku i chwycił mnie za rękę. Nic nie
powiedziałam, tylko leżałam i patrzyłam się w jego oczy. Były takie ładnie…
Przypominały mi oczy Louisa. Opamiętałam się trochę i powtórzyłam swoje
pytanie. Tym razem Mark głośno westchnął i powiedział:
- Przepraszam, Katie. Chciałbym ci powiedzieć, że strasznie
źle się z Tm czuję, ze wtedy w parku cię uderzyłem, ale musiałem. – wyrwałam
swoją dłoń, a on strzepał niewidzialny pyłek z koszuli. Patrzyłam się na niego
i nie miałam pojęcia, co mogłabym mu w tej sytuacji powiedzieć. Jak można nie
chcieć kogoś uderzyć? Przecież to było zamierzone. Wymierzył swoją dłonią
prosto w moją twarz, to nie było przypadkowe.
- Nie rozumiem. – mruknęłam i popatrzył się na niego z
wyrzutem. Mark pogłaskał mnie po głowie i powiedział:
- Tak to już jest, jak się nabroi w nastoletnich czasach i
ktoś nieodpowiedni się o tym dowie. – spojrzał na swoje buty i zaczął
gorączkowo bawić się guzikami swojej koszuli. Irytowało mnie, ale nic nie
powiedziałam. Patrzyłam się na niego w ciszy i łączyłam w fakty wszystko, czego
na razie się dowiedziałam.
- Szczerze powiedziawszy, nadal nie rozumiem. – popatrzyłam
się pytająco na Marka, a on kiwnął głową kilka razy. było to dziwnie, ale na to
też nie zwróciłam zbytniej uwagi. Nie wiem, czy Mark nie chciał mi tego
tłumaczyć i próbował wymyślić jakąś normalną wymówkę, czy też zastanawiał się
jak zacząć całą tą ‘historię’, po chwili jednak już wszystko wiedziałam.
- Znasz Olivię, prawda? – nie czekając na moją odpowiedź,
kontynuował – Kumplowaliśmy się, kiedy byliśmy młodsi. Kiedyś razem z kumplami
wpadliśmy na ‘genialny pomysł’- mówiąc to zrobił cudzysłów w powietrzu – Tak,
nie byliśmy zbytnio rozgarnięci jako nastolatkowie. Myśleliśmy jak prosty
organizm. Spać, jeść, grać, spać. Rozumiesz? – pokiwałam głową, a Mark
kontynuował – No, więc pewnego dnia wpadliśmy na pomysł, zęby trochę zaszaleć.
Pojechaliśmy na jedną z imprez, które odbywały się w centrum LA i tam poznaliśmy kilku ludzi, którzy wkręcili
nas w niezbyt odpowiednie towarzystwo, jak na ludzi w naszym wieku. Hm.. jakby
to powiedzieć. Ci ludzie zapoznali nas z prostytutkami, które aż prosiły się o
dodatkową pracę, z ćpunami, którzy proponowali swoją nerkę w zamian za kilka
gramów i handlarzami bronią. – zrobiłam
zszokowaną minę, a Mark tylko pokiwał głową, ale uśmiechnął się delikatnie i
mówił dalej. – Moi koledzy byli zafascynowani tymi kobietami, które delikatnie
rzecz ujmując sprzedawały się za darmo. Tak wiem, że to nie ma sensu, ale
podejrzewam, ze były to nimfomanki, które po prostu chciały zaspokoić swoje
potrzeby. Niezbyt podobało mi się w tamtym towarzystwie, ale kiedy chciałem
odejść jeden z handlarzy powiedział, ze mogę u niego kupić tanio jakiś tam
pistolet. Nie za bardzo znałem się na broni, ale zgodziłem się. Sam nie wiem
dlaczego, może dlatego, ze chciałem czuć się ważniejszy. – Mark cicho
odchrząknął i mówił dalej – Mężczyzna wziął mnie na bok, a kiedy dawałem mu już
pieniądze do ręki, skuł moje nadgarstki kajdankami. Okazało się, ze był policjantem.
Moi koledzy zdążyli uciec, ale ja zostałem i zawieźli mnie na komisariat. Po
kilku dniach w areszcie zostałem wypuszczony. Okazało się, ze ktoś wpłacił za
mnie kaucję. Wiedziałem, ze to nie moi rodzice, bo dawno straciłem z nimi
kontakt. Mieszkałem wtedy z kumplami, bo rodzice mnie wyrzucili z domu. –
wytłumaczył, widząc moją zdziwioną minę.
- Ale jak to? – spytałam, ale on ogóle nie zwrócił na mnie uwagi, tylko dalej
ciągnął swoją historię.
- Później dowiedziałem się, ze kaucję wpłaciła Olivia, bo
jej się spodobałem, a policjantem, który mnie aresztował był właśnie jej
ojciec, więc łatwo poszło. Sprawa została zatuszowana, a ja nie mam nic w
kartotece.
- Przecież tak nie można. – powiedziałam oburzona na myśl o
wszystkich niewinnych ludziach, którzy zostali skazani za nic i muszą
odsiedzieć swoją karę.
- Wszystko było dobrze, dopóki ostatnio nie pojawiłaś się
ty. Olivia nawet nie myślała o tamtym zdarzeniu, dopóki nie zachciało jej się
likwidować ciebie. – popatrzyłam się na niego z szeroko otworzonymi oczami,
a on mówił dalej. – Zaczęła mnie
szantażować, ze wszystko może wrócić na swoje miejsce, tak jak być powinno i
już nie będzie tak cudownie, no chyba, że sprawię, ze będziesz mnie brała za
świrniętego gościa i odwrócę uwagę i podejrzenia od niej. najwyraźniej się
udało, ale teraz wszystko wyjdzie na jaw i wrócę za kratki, bo Niall pokapował
się, że to nie ja chciałem go zabić, tylko Olivia.
Popatrzyłam się na
Marka. Z jego oczu ciurkiem płynęły łzy.
Przechyliłam się w jego stronę i mocno do siebie przyciągnęłam. Mark objął mnie
i trwaliśmy tak, dopóki nie usłyszeliśmy trzasku tłuczonej szklanki. Oboje
odwróciliśmy głowy w tym samym momencie w stronę drzwi, co skończyło się tym,
że prawdopodobnie oboje będziemy mieli guzy na kilka dni. Zaśmialiśmy się
cicho, a Angelo powiedział:
- Mark, jak możesz? – tu zrobił długa pauzę i dodał. –
Przecież mówiłem, że ją lubię. Teraz nie będę mógł jej dotknąć, bo twoje ręce.
– spojrzał się na dłonie Marka i zrobił obrzydzoną minę, mówiąc – Muszę iść
umyć dłonie. – zaśmialiśmy się, a Paul podszedł do Marka i spytał się cicho.
- Wszystko? – Mark pokiwał głową i mocno się do niego
przytulił. Po prostu taki męski, przyjacielski uścisk. Dawno nie widziałam tak
zgranego zespołu…
***
- Czego chcesz w zamian?
- Odczep się od nas i zostaw w świętym spokoju.
- A jeśli się nie zgodzę?
- Będę musiał to zrobić.
- Nie możesz.
- A co, jeśli tak?
- W sobotę mnie już tu nie ma.
- W piątek wieczorem.
- *cisza* okej.
________________________________
Odbiło mi, żeby z dnia na dzień dodawać rozdział, ale skoro mam napisane do 30. to czemu nie, prawda? Jeśli się postaracie tak jak wczoraj\dzisiaj to jutro dodam kolejny, nie ma co hahaha :3
Powiem wam, że sama nie mogę się doczekać koncertu Three Hills, opisując go kłębiły się we mnie takie emocje, ze o jaaa *.* więc nie mogę się doczekać, aż ten rozdział tutaj dodam (:
DZIĘKUJĘ za wszystkie komentarze <3
cudnu, cudny, i jeszcze raz cudny ;D
OdpowiedzUsuńNie moge doczekać sie koncertu ;D
Jestem ciekawa co sie wydarzy ;D
Czekam na kolejny z zapartym tchem ;D
aaa genialne! <3
OdpowiedzUsuńzapraszaam do mnie gdzie pojawił sie własnie 21 rozdział :)
http://galaxy-strawberry.blogspot.com
no kurde, Olivia! ale mam jakieś przeczucie, że ona jeszcze coś odwali. W ogóle zastanawiam się o co chodzi Harremu.. +czekam na koncert / następny rozdział ;)) anonimowa M.
OdpowiedzUsuńCo to ma być ten koniec?! Przepraszam ale wiesz, że w tym momencie mam ochotę Ci coś zrobić. Uwielbiam to jak piszesz ale na takie zakończenia to ja się nie godzę, teraz będzie mnie zjadać ciekawość dopóki nie dodasz następnego rozdziału i nie poznam odpowiedzi na masę pytań, które pojawiają się w mojej małej głowie. Po pierwsze powiedz mi co jest grane? Co to za dialog?! I tak właściwie to chcesz wprowadzić pozostałych chłopców czy raczej zostaneisz tylko przy Niallu i Hazzie? Bo nie wiem dlaczego ale mam ochotę na taką ckliwą scenę jak oni w czwórkę siedzą, rozmawiają i wspominają. Tak szczerze mówią sobie co czują... Chcę żeby mogli wreszcie naprawić swoje relacje! ♥ Dobra nie wymyślam i nie piszę czego chcę bo to nie koncert życzeń ;p Czekam na kolejny rozdział z zniecierpliwieniem.
OdpowiedzUsuńCzytam twoje opowiadanie już od dość dawna i przepraszam, że często nie komentuje, ale zazwyczaj jestem na tel. i wkurza mnie dodawanie kom. przez tel. : d
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest chyba najlepszym jakim kiedykolwiek czytałam. Strasznie wciąga. Fabuła jest ciekawa * _ *
No i co najważniejsze - jest dość dużo Nialla . : D
I wgl. widać, że masz talent do pisania ! : D .
UWIELBIAM CZYTAĆ TO CO PISZESZ. I pierwsze co robię to zawsze sprawdzam czy dodałaś nowy rozdział . : D
I czekam na kolejny . ; D
Już nie mogę się doczekać koncertu . ; )
Kocham twoje opowiadanie i czytam od prologu, aż do tego i cały czas mnie zaskakujesz i kocham cię za to, że to nie jest kolejny blog, który da się przewidzieć co się dalej stanie.Kocham to napięcie. BŁAGAM NIE KOŃCZ GO!! Jest cudny.
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham.
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać koncertuuu...
Jak Ty przecudnie piszesz !
Zżera mnie ciekawość. Czekam na następny rozdział !
Życzę dalszej weny i nie przestawaj pisać ;D
Po Prostu uwielbiam jak to wszystko opisujesz :*
OdpowiedzUsuń